Zimne, poranne powietrze wypełniło moje płuca, przyjemnie je orzeźwiając,
lecz jednocześnie wywołując pewien dyskomfort. Ruszyłem przed
siebie leśną ścieżką, ostrożnie manewrując w labiryncie drzew. Świat
spowity był delikatną, puchową pierzynką o najczystszej bieli, jaką
kiedykolwiek dane mi było ujrzeć. Śnieg skrzył się w pierwszych
promieniach zimowego słońca, które co rusz kryło się za stalowoszarymi
chmurami, zwiastującymi kolejne opady. Wiatr szumiał cicho w gałęziach
nagich drzew, zaś jego mroźne podmuchy targały gwałtownie moją sierścią. Cierpki mróz nie odpuszczał nawet na moment, a przenikający chłód wypełniał moje ciało. Wtem poczułem pod tylną łapą coś dziwnie miękkiego, jednak nim zdążyłem cokolwiek zrobić, zaryłem pyskiem w miękki śnieg.
- Nic ci nie jest? - usłyszałem nad sobą cichy, kobiecy głos, należący zapewne do jakiejś wilczycy.
Nieznajoma wyciągnęła łapę w pomocnym geście. Przyjąłem pomoc wadery, otrzepując sierść z białego puchu.
- To był zamach na mój marny żywot, lecz nie, jeśli nie liczyć traumy, przez otarcie się o rychłą śmierć, to nie poniosłem żadnych poważniejszych obrażeń - oświadczyłem z udawaną pretensją w głosie. - A tak serio, jestem Royal - dodałem, wykrzywiając pysk w promiennym uśmiechu.
[ Demoness? Wybacz, że tak mało dodałam od siebie, ale nie chciałam za bardzo decydować o zachowaniu wadery :> ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz