Powiodłem wzrokiem za uciekających płazem, usilnie starając się nie wybuchnąć śmiechem. Cała sytuacja była wprost komiczna i, pomimo całej paniki czy ogólnego przerażenia w oczach pozostałych szczeniaków, ja bawiłem się wyśmienicie. Wtem poczułem mocny uścisk na lewej łapie.
- Mówiłem ci! - wykrztusił maluch, kurczowo trzymając się mojej kończyny. - Ona chce nas wszystkich pozabijać!
- Taaak? - uniosłem znacząco brwi, przywołując na swój pysk złowrogi uśmiech. - Więc lepiej uciekaj, zanim cię dopadnie! I pożre!
Szczylek pisnął ze strachem, po czym czmychnął w stronę drzwi od sali. Po parunastu sekundach, kiedy już niemalże wszyscy opuścili klasę, ja również wybiegłem na zewnątrz. Szybko odszukałem wzrokiem limonkową waderę i jednym, zwinnym ruchem wciągnąłem ją w zarośla.
- Flame? Co ty...? - zaczęła, jednak momentalnie uciszyłem ją gestem łapy.
- W gwałciciela-zboczeńca pobawimy się innym razem, teraz mamy poważniejsze sprawy na głowie. Musimy znaleźć to zielone coś i... Unieszkodliwić - zarządziłem zdecydowanym tonem. - Chodźmy!
Samiczka bez chwili namysłu skinęła pyskiem, a następnie razem wybiegliśmy w stronę lasu. Szliśmy równym tempem, uważnie przeczesując wzrokiem każdy szczegół krajobrazu. Wtem do naszych uszu dotarł potworny ryk. Lexi odruchowo zjeżyła sierść na grzbiecie, zaś ja wyprostowałem się i zastrzygłem uszami.
- Tędy - poleciłem po krótkim namyśle.
Wreszcie naszym oczom ukazała się ciemna, rozległa jaskinia. Odgłosy najwyraźniej dochodziły z jej wnętrza. Echo niosące się z głębi groty wyraźnie świadczyło o czyjejś obecności. Niepewnie zajrzeliśmy do środka, jednak ujrzawszy obślizgłe, zgniłożółte ślepia gigantycznego stworzenia, cofnęliśmy się kilka metrów do tyłu.
- I co teraz? - spytała półgłosem Lexi.
- Trzeba ją tu jakoś przytrzymać... - mruknąłem, robiąc pół kroku w przód. - Odsuń się! - krzyknąłem nagle.
Niespodziewanym, gwałtownym ruchem nakreśliłem pazurem poziomą linię, między wejściem do jaskini a resztą świata. Stworzona przeze mnie granica zaiskrzyła pomarańczowym światłem, po czym w ułamku sekundy stanęła w płomieniach, tworząc wysoki aż do sklepienia groty, ognisty mur.
- To powinno załatwić sprawę - wymamrotałem. - Pozostaje nam czekać.
Wraz z samiczką usiedliśmy koło pobliskiego drzewa. Noo, muszę przyznać, nie spodziewałem się, że owa z pozoru niegroźna waderka stworzy potworne monstrum, zagrażające całej watasze. Mimowolnie uśmiechnąłem się złośliwie, przywołując na myśl taką teorię. Bynajmniej nie wierzyłem w paranoiczne lęki tamtego szczeniaka. Chociaż nie ukrywam, interesowała mnie jej przeszłość. Zabiła własną matkę... Intrygujące.
[ Lexi? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz