5.12.2017

Od Luny CD Kagekao/Mateo

W porę wróciłam do jaskini, bo zaczęło się ściemniać. Przez to mokre futro całkiem zmarzłam. Trzęsłam się z zimna. Na szczęście woda jest magicznie ogrzewana w środku. Zaczęło mnie swędzieć w nosie. Nie mogąc się powstrzymać głośno kichnęłam. Moje kichnięcie rozniosło się po całej jaskini.
- Luna? - Kagekao wyszedł z pokoju Mateo. W tym samym czasie znowu kichnęła, tak samo głośno jak wcześniej.
- Mamo? - tym razem ze swojego pokoju wyszedł Mateo. - Jesteś ch... - przerwałam mu trzecim kichnięciem. Rety, po co ja wychodziłam na ten spacer?!
- Jesteś chora? - dokończył Mateo.
- Chyba tak... - odpowiedziałam cicho.
- Tak się kończą twoje samotne spacery! - powiedział z lekką pretensją Kagekao.
Z minuty na minutę czułam się coraz gorzej.
- Daj mi spokój... - mruknęłam. - Idę się położyć...
- Źle wyglądasz, mamo. - odezwał się Mateo.
- Rzeczywiście. - wtrącił się Kagekao. - Wezwę medyczkę, a ty się połóż.
Basior wyszedł z jaskini, a ja poszłam do mojego i Kagekao pokoju. Od razu wślizgnęłam się na legowisko pod cieplutkie futra innych zwierząt. Jak cieplutko... Mniej się już trzęsłam...
Teraz pozostaje mi czekać na Kagekao i medyczkę. Mam nadzieję, że poszedł po Rose... Zwinięta jak kłębek pod futrami, z jedynie wystającym pyskiem, tak żebym mogła cokolwiek widzieć nie wiedząc czemu zaczęłam myśleć o swojej jaskini. W sumie jest tu przytulnie... Jak już wspominałam jest magicznie ogrzewana w środku. Kilkumetrowe wąskie przejścia prowadzą do "pokoi", czyli większej zamkniętej przestrzeni. Jeden z pokoi zajmuje Flegeton - cerber, którym zajęłam się po zniknięciu Hekate. Cerber sprawił mi wiele kłopotów, ale to już inna historia...
- Tutaj. - usłyszałam głos Kagekao. Wkrótce ujrzałam Kagekao i Rose wchodzących do pokoju. Wadera podeszła do mojego legowiska.
- Cóż ci dolega? - spytała jak zwykle uśmiechnięta Rose. W "odpowiedzi" kichnęłam.
- Ojoj, chyba będzie przeziębionko. - powiedziała. - Na wszelki wypadek cię jeszcze zbadam.
No i ten, wykonała te rutynowe badania, nie ma co dużo o tym gadać.
- Nie jest źle, nawet nie masz gorączki. - powiedziała po wszystkim. - Dam ci jakieś ziółka, po nich ci do jutra przejdzie. Wadera wyszła i wróciła po kilkunastu minutach z torebką ziółek.
- No to nic tu już po mnie. Do widzenia. - powiedziała i wyszła.
Leżąc pod tymi cieplutkimi futerkami zrobiłam się senna. Po chwili zasnęłam.

<Kagekao/Mateo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz