Przyglądałam się z zacieszem tej scenerii. Przyznam szczerze, że wyglądało to dość komicznie. Equel miał zaprowadzić mnie na inne watahy, więc zaczęłam się szykować. Zgarnęłam wszystkie potrzebne rzeczy i powolnym krokiem udałam się do basiora.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł... - bąknęłam patrząc na mój brzuch.
- Oj tam, przesadzasz... - odparł.
Equel zaczął iść do przodu, a ja cały czas zostawałam w tyle. Nie przeszliśmy daleko – zaledwie kilka metrów.
- Ja chyba nie dam rady... - odparłam i powoli udałam się do naszej jaskini.
Tam położyłam się na kamieniu. Brzuch zaczął mnie boleć, już od kilku dni miałam lekkie skurcze i w ogóle, ale nigdy nie aż tak bardzo jak dzisiaj.
- Wszystko w porządku? - spytał nachylając się nade mną.
- Nie... Equel ja... Chyba zaraz zacznę rodzić... - powiedziałam z trudem zamykając powieki.
Łapą lekko gładziłam swój brzuch i raz po raz stękałam. Ból był okropny, dramat jakiś!
Basior nie wiedział za bardzo co zrobić więc zdezorientowany stał cały czas obok mnie i próbował ogarnąć sytuację. Wyglądało to mniej więcej tak, że raz po raz powtarzał, że ,,Wszystko będzie dobrze".
- Może pobiec po medyka? - spytał.
- Nie ma sensu. Nie zdążysz wrócić, więc zostań tutaj... Poradzimy sobie bez niego.
- Eh, no skoro tak mówisz... - bąknął.
Ponownie złapałam się za brzuch i krzyknęłam głośno.
~~~~~~
Minęła może z godzina, dwie, a może nawet nie? Przestałam liczyć czas i skupiłam się na tym, by urodzić zdrowe szczenięta. Po tych kilku godzinach nieustannej męki i cierpienia u mojego boku pojawiły się trzy przesłodkie szczenięta. Z czego były to dwie waderki i jeden basiorek. Spojrzałam na nie czule, po czym uśmiechnęłam się czule do Equela i cmoknęłam szczeniaki w malutkie główki.
- Są słodkieee! - powiedziałam z entuzjazmem.
Equel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz