8.12.2017

Od Castiel'a CD. Lexi

Zacisnąłem zęby, wypuszczając powietrze przez nozdrza, aby choć odrobinę się uspokoić. Cóż, pomogło na tyle, że mogłem zachować pozornie spokojny ton głosu.
 - Ja cię zostawiłem - powiedziałem, za wszelką cenę starając się zachować zimną krew, aby samemu jej nie zrzucić. - JA jestem kłamcą i TY przeze mnie mogłaś umrzeć.
Samica, najwyraźniej lekko zdezorientowana moim nagłym, wręcz złowieszczym 'spokojem', zamilkła. Zdjąłem opatrunek z szyi. Wadera wydała z siebie cichy pisk, zakrywając usta dłonią. Obszarpana skóra, wciąż resztki zeschniętej krwi w połączeniu z kilkoma szwami wyglądały dość obskurnie. Na moim prawym przedramieniu widniały dokładne ślady pazurów, zostawione w taki sposób, że w ewentualnym śledztwie miałyby równą wiarygodność co odciski palców. Chwyciłem łapę Lexi i przyłożyłem ją do owych ran. Pasowała tak idealnie, że aż użyję bajkowego porównania - pasowała jak szklany pantofelek na nóżkę Kopciuszka. Niestety tu sytuacja wyglądała nieco gorzej, gdyż był to niezbity dowód, kto był sprawcą tego zdarzenia. Wadera gwałtownie cofnęła łapę, nie odzywając się ani słowem.
 - Próbowałem się bronić. Przed tobą - syknąłem szorstko. - Jeśli to nadal nie jest dla ciebie wystarczający dowód, proszę bardzo, pójdę do szpitala na test DNA. Ale wtedy miałabyś poważne konsekwencje... - umilkłem na moment. - Nie powiedziałem medykom, kto to zrobił. Dorośli myślą zatem, że napadła mnie winegra... Nie wkopałem cię. Mimo, że usiłowałaś mnie zamordować, choć jeszcze dzień wcześniej zapewniałaś, że jesteśmy przyjaciółmi.

[ Lexi? Trochę się tu porządziłam, fakt... Mam nadzieję, że jakoś nie zepsułam zachowania Lexi. ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz