3.12.2017

Od Castiel'a CD. Lexi

7:45. Wreszcie dotarłem przed drzwi sierocińca. Ehh... Dlaczego też ta wataha musi być tak ogromna? Normalnie nadmiar przestrzeni nigdy mi nie przeszkadzał, jednak w obecnej sytuacji, kiedy musiałem szybko znaleźć konkretne miejsce, stawał się nad wyraz uciążliwy. Rozejrzałem się dookoła, w poszukiwaniu limonkowej wadery. Bardzo możliwe, że już poszła... No trudno. Nagle usłyszałem za sobą kroki. Mimowolnie przywołałem na pysk lekki uśmiech i odwróciłem się w stronę Lexi. Zabawne, umawiam się z nią na spotkanie, w teorii nawet nie znając jej imienia. W praktyce natomiast, poznałem je, kiedy otworzyłem pierwszą stronę pamiętnika. I to mi wystarczy.
 - Ładnie to się tak spóźniać? - fuknęła samiczka, z niekrytą nutą irytacji w głosie.
 - Nie spodziewałem się, że przyjdziesz, a tym bardziej, że będziesz tyle czekać - stwierdziłem obojętnie. - Aż tak bardzo zależało ci na spotkaniu ze mną? - wyszczerzyłem się, ukazując rządek białych kiełków.
Lexi w odpowiedzi jedynie prychnęła znacząco, mamrocąc pod nosem coś w stylu 'zaczynam żałować, że przyszłam'. Zaraz potem odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w przeciwnym kierunku. W kilku dłuższych susach znalazłem się u boku waderki, równając z nią krok.
 - Oj no, nie przesadzaj - jęknąłem, trącając ją delikatnie w ramię. - Chyba nie jesteś zbyt towarzyska co?
Kolejne prychnięcie. Chyba powinienem zacząć traktować je jako język ogólny, a znaczeniem miałoby być 'tak', którego nie chciałoby powiedzieć się w prost.
 - Idziemy gdzieś? Straszne nudy tu u was... Ale skoro mamy już wolne od szkoły, to może wybierzemy się... Na przykład na Wzgórze Lawy - zaproponowałem. - Jeszcze tam nie byłem, a podobno to jedno z ciekawszych miejsc.

[ Lexi? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz