Rozejrzałam się po jaskini. O ścianę stał opaty niezbyt duży świerk.
- Kto to tu przytachał? - spytałam po chwili.
- Ja. - odezwał się Kagekao. - Święta tuż tuż, trzeba ubrać choinkę!
- Dopiero spadł pierwszy śnieg. - powiedziałam.
- No i?
- Jeszcze za wcześnie na choinkę! - powiedziałam głośniejszym niż zwykle tonem.
- Trudno. - mruknął basior. - Będziemy oryginalni! Poza tym zobacz jaki ładny świerk wypatrzyłem, mogłabyś choć raz mnie docenić. - ostatnią część wymówił udawanym smutnym tonem i podszedł do drzewa. - No zobacz jaki ładny!
Basior niechcący trącił drzewko, z którego ni stąd ni zowąd wyskoczył świstak. Głośno wydając swój świstaczy dźwięk, jakby chciał powiedzieć "Spieprzaj dziadu z mojej ziemi".
- AAA! - Kagekao odskoczył od zarówno świerku jak i świstaka. - NOSZ ILE MOŻNA TYCH POMIOTÓW SZATANA?!
- Kagekao! Nie obrażaj niewinnych istotek, nie pamiętasz już jak ostatnio się to skończyło? - zwróciłam basiorowi uwagę.
- Ej, w sumie to to można zjeść. - powiedział Kagekao ogarnąwszy się ze stanu paniki przed pomiotami szatana.
- NIE! - krzyknął Mateo wybiegłszy ze swojego pokoju i ugryzł Kagekao w ogon. Basior aż podskoczył z bólu.
- Mateo! Kagekao tylko żartował, nikt nie zje tego świstaka! - starałam się jakoś uspokoić szczeniaka usilnie starającego obronić przed morderczym pożeraczem świstaków Kagekao. Szczeniak posłuchał i puścił ogon basiora.
- To nie jest jakiś "ten świstak", tylko Bobslej, mój towarzysz! - wykrzyknął Mateo. - Bobslej, chodź do mojego pokoju, tam cię nikt nie zje. - zwrócił się do stojącego dotychczas jak słup soli świstaka. O dziwo "Bobslej" posłuchał jego polecenia i wbiegł do części jaskini Mateo, czyli jego "pokoju'.
- Dom wariatów... - mruknęłam skierowałam się do wyjścia jaskini.
- A ty gdzie? - zapytał Kagekao.
- Na spacer, samotny spacer. - odpowiedziałam i wyszłam z jaskini.
***
- Co wy robicie? - spytałam paru wilków siłujących się z dużym iglastym drzewem.
- Ścinamy choinkę, a raczej próbujemy ściąć. - odpowiedział jeden z nich.
- Nie "choinkę" tylko jodłę, deklu. - poprawił go drugi.- Choinką to będzie, kiedy będzie przyozdobione.
- Tak właściwie to po co tak wielkie drzewo? - wtrąciłam.
- Alfa wymyśliła, by na święta na środku watahy stała wielka choinka, a każdy wilk brałby udział w ozdabianiu jej. - odpowiedział pierwszy.
- Nie za wcześnie? - spytałam.
- No.. eee... - zaczął pierwszy, ale urwał, bo przerwały mu nagłe krople spadające z nieba. Pięknie, najpierw śnieg, teraz deszcz. Popędziłam do swojej jaskini. Zanim dobiegłam miałam mokre całe futro. Mokre futro i zimno nie jest dobrym połączeniem, cała zmarzłam. Wreszcie wbiegłam do cieplutkiej jaskini.
<Kagekao/Mateo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz