2.12.2017

Od Kagekao c.d Luna

Gdy Luna była nieobecna wymknąłem się z jaskini. Poleciłem Mateo powiedzieć, że poszedłem na polowanie. Na zewnątrz panował straszny mróz. Szedłem w stronę lasu iglastego. W połowie drogi poczułem woń zwierzyny. Zając. Wszedłem na najbliższe drzewo i przygotowałem się na atak. Akurat pode mną była kęp niewiadomoskąd trawy. Wyglądała bardzo kusząco. Gdybym był roślinożercą na pewno bym zjadł tą soczystą zieleń. Królikopodobny pohasał do trawy i zaczął ją żreć. Wystrzeliłem jak z procy i chwyciłem w swoje kremowe kiełki mięciutki kark stworzenia. Chrup. Ciało zwisało z mojego pyska bezwładnie. Zeskoczyłem z gałęzi. Schowałem zdobycz w konarach. Poleciałem do lasku. Znalazłem tam wcześniej przygotowany, świeży świerk. Był mały, pół metrowy. Zarzuciłem drzewo na plecy i poszedłem po zdobycz. Gdy wróciłem Luny jeszcze nie było, a Mateo był w swoim pokoju. Oparłem drzewko o ścianę i puściłem zdobycz.
- Załatwione! – Usłyszałem głos z tyłu.
<Luna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz