3.12.2017

Od Castiel'a CD. Lexi

Wyszliśmy na zewnątrz. Deszcz. Cholera, nie wiem, co gorsze. Już chyba wolę śnieg i mróz od tego czegoś. Wcześniej wspomniany biały puch przynajmniej tworzy swego rodzaju nastrój, całkiem ładnie wygląda, a kiedy przejdziesz się podczas gdy prószy - oprócz drobnych śnieżynek, pozostaniesz niemalże całkiem suchy. A tu... No właśnie. Wyjdziesz z domu na pięć minut, a po powrocie wyglądasz jak mokra, włochata ścierka. Eh...
 - Wiesz, może odpuśćmy sobie to całe Wzgórze Lawy i zobaczymy się jutro w szkole? - mruknąłem zniesmaczony, spoglądając w niebo. - Nie cierpię takiej pogody...
 - Okej... To do jutra - wadera uśmiechnęła się krzywo, po czym na powrót zniknęła w jaskini Alfy.
Niechętnie pomaszerowałem przed siebie, czując jak woda spływa po mojej sierści.

~~~~~*~~~~~

Śnieg! Śnieeeg! Ah, słodki władco pogody! Chyba nigdy bym nie przypuszczał, że widok kilkucentymetrowej warstwy śniegu, otulającej świat, sprawi mi radość. Ale z dwojga złego, wolę śnieg od deszczu. Po wczorajszej ulewie nie było już nawet śladu. Cudownie.
Oparłem się ze znudzeniem o szkolny parapet. Lekcje jeszcze się nie zaczęły, a ja i tak mam dość. Pfff... Wtem poczułem delikatne szturchnięcie w bok. Obok mnie stał szczeniak, prawdopodobnie trochę młodszy ode mnie. Chyba skądś go kojarzyłem.
 - Hej, Flame... - zaczął maluch półgłosem. - Uważaj lepiej na tę zieloną... Wiesz, Lexi... Podobno kiedyś zabiła własną matkę, przez co wyrzucili ją z watahy! A potem z kilku kolejnych... Ona może być niebezpieczna! - zakończył szczylek z przejęciem.
Nie powiem, zaskoczył mnie ten fakt. Z drugiej strony jednak, nie przejąłem się tym zupełnie. No okej, fajnie, jakoś średnio mnie to obchodzi. Sam święty nie jestem. Obrzuciłem samczyka znudzonym spojrzeniem, dając mu subtelnie do zrozumienia, że jego obecność jest tutaj zbędna. Nagle kątem oka dostrzegłem znajomą sylwetkę limonkowej wadery, która wpatrywała się w nas w osłupieniu. Najwyraźniej... Wszystko słyszała. Szczeniak, ujrzawszy ją, pisnął przerażony i czmychnął czym prędzej do jednej z klas. Odgłos dzwonka rozniósł się echem po korytarzu, a Lexi jak poparzona zniknęła w sali. Obojętnym krokiem wszedłem do pomieszczenia, zajmując jedną z wolnych ławek na samym tyle.

[ Lexi? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz