Zaczęłam patrzeć na dziwne stwory.
- Ten mały wygląda najmniej groźnie. - usłyszałam głos za sobą.
- Pozory mogą mylić. - mruknęłam - Jak małe to dysponuje wielką wiedzą i magią.
- Czyli najbardziej umięśnione stworzenie?
- E.... no mnie więcej. - mruknęłam ze zniechęceniem. - Wy wybierajcie. Ja zawsze mam do tego pecha. - Tak więc zaczęła się narada. Nie wiem jak się to wreszcie zakończyło, bo jak zwykle, skończyłam z guzem na łbie, i odzyskałam jasność umysłu jakoś tak w połowie walki. Jednak minotaur. Pochodzący od Minosa :) Za centaurami nie przepadałam, bo pewnie dostałabym w łeb jeszcze szybciej. Szybko zaczęłam wymyślać jakieś rozwiązanie. Ogień, ogień... OGIEŃ! Moje skrzydła zaczęły się palić niebieskim płomieniem. Błyskawicznie podleciałam do stwora i zaczęłam rozpraszać jego uwagę.
- Weźcie mu włócznię! - krzyknęłam unikając rogów stwora. Ale i tak skończyło się na tym, że Mateo.. Mateowi... Mateu... Dobra, nie ważne, ale miał spalony czubek ogona przez kwas znajdujący się w rogu komnaty, ja miałam lekkie zadrapania i drugiego guza, a reszcie się nie przyglądałam.
< Lily? Co dalej? Wybacz że krótkie ale się śpieszę >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz