- Uważaj jak leziesz. - mruknęła, a potem poszła, nie dając mi nawet czasu na przeproszenie. Wzruszyłem więc ramionami i polazłem dalej.
Dum dum, około trzech minut później, których nie chce mi się opisywać.
Moje oczy znów zawęziły pole widzenia tak, że na coś wpadłem. Przynajmniej nie na wilka, tylko na ścianę szkoły, chociaż przez to uderzenie było bardziej bolesne. Nasza kochana szkoła, zbeszczeszczona moim upadkiem czy tam wpadkiem na ścianę własną, była zamknięta. Odetchnąłem z ulgą i już miałem odjeść, kiedy drzwi się otworzyły. Nie pozostało mi nic innego, jak westchnąć ciężko.
Wlazłem do naszego edukacyjnego przybytku i wskoczyłem do pierwszej wolnej sali, czyli, jak chciał pech, tej do Alchemii. Która była mi "zabroniona". Do klasy weszła jednak również.... ta sama wadera, na którą wcześniej wpadłem. Pięknie. Spojrzała na mnie ze zgrozą.
- Dlaczego wciąż muszę się na ciebie natykaaaaać! - to było coś między westchnięciem a krzykiem do niesprawiedliwego losu.
- Dziękuję, nawzajem. - mruknąłem pod nosem, po czym wyprostowałem się i wyjąłem... nie miałem czego wyjmować.
- Więc naucz się czegoś. Mogę ci pokazać, jak się robi eliksir nienawiści. Potrzeba krwiiiii. - powiedziała, a potem wyjęła spod biurka martwego zająca.
- Czy on istnieje? - zapytałem, patrząc podejrzliwie na truchło.
- Eliksir - oczywiście. Zając jeszcze jeszcze, ale już za chwilę... - tu zawiesiła dramatycznie głos, i zaczęła wyjątkowo brutalnie rozrywać zająca na strzępy. Wspomniana krew pociekła po lakierowanym drewnie.
Zauważając czystą pasję połączoną z nutką szaleństwa w jej oczach, po cichutku wycofałem się z sali.
<Yuko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz