Dosłownie chwilę temu otarłam się o śmierdź. Byłam uznawana za mordercę, wiedźmę, przekleństwo, nieszczęście, diabła... Przezwisk dało naliczyć się w sumie z pięćdziesiąt. Ale czy nie takie jest życie? Jedni umierają, drudzy się rodzą. Jedni osiągają swój cel, drudzy znajdują drugą połówkę, trzeci to głupcy, którzy popełniają same błędy, a na dodatek niczego się nie uczą i nie wyciągają żdanych wniosków. Czwarci, czyli mój przypadek - nieudacznicy - nie mogą znaleźć sobie stałego miejsca i marnują sobie życie. Oczywiście to nie są wszystkie rodzaje, to tylko kilka przykładów.
Biegłam przez jakiś las. Nie znałam tych terenów, nigdy wcześniej tu nie byłam. Właśnie goniło mnie kilka wilków żądnych mojej krwi. Co chwilę dało się dosłyszeć wycie, nawoływania. Uciekałam z pewnej watahy. Która to? Dziewiąta? Jedenasta? Chwila... No tak, trzynasta. Muszę to zapisać w moim pamiętniku. Jeśli przeżyję. Tamtejsze wilki miały takie nastawienie, ponieważ spaliłam im całą watahy oraz pobliski las. Wiele wilków ucierpiało, było kilka śmierci. Nagle do mojego nosa uderzył zapach jakiegoś wilka. Jednego osobnika, napewno nie z watahy, która mnie goniła. No nie.... Nie zatrzymałam się.
Może mnie nie zauważy. - przemknęło mi przez myśl.
W pewnym momencie na drogę wyskoczył większy ode mnie osobnik, z pewnością dorosły. Natychmiast wyhamowałam. Odwróciłam się i ruszyłam pędęm. Wolałam już zostać zabita, niż wyrządzić szkodę w kolejnej watasze. Chwilę potem poczułam, że ktoś chwyta mnie za kark.
Hazin? Czyżby początek wielkiej przyjaźni? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz