- Tu nie jest bezpiecznie! - pośpieszała mnie wadera. Zacząłem szybko zbiegać w dół zbocza, a ona gdzieś za mną. Spokój i poczucie bezpieczeństwa zwinęły się w jak najmniejszą kulkę i ulokowały gdzieś pomiędzy wątrobą a śledzioną, zastąpione przez uczucia dokładnie przeciwne.
O odległości, jaka zdążyła się wytworzyć między mną a Megami, przekonałem się dopiero wtedy, gdy usłyszałem jej krzyk:
- Aj!
Momentalnie odwróciłem głowę, przez co moja łapa wpadła do jakiejś dziury w górze. Oczywistą konsekwencją tegoż zdarzenia był bolesny upadek na pysk. Wilki były już blisko, więc mimo bólu szybko się podniosłem i czmychnąłem w najbardziej oczywistym kierunku - w krzaki.
No dobra, rozumiem, że mogą się złościć za wejście na ich teren, ale mogli postawić jakąś tabliczkę graniczną! Poza tym, gdybym ja był na ich miejscu, zapytałbym grzecznie, kim jesteśmy...
Rozejrzałem się. Niedaleko była niewielka nora, taka, jak w domu... Daleko, z rodziną... Tylko że norą będę zachwycać się potem, bo teraz jestem ścigany przez patrol graniczny. Skoczyłem do środka, i zaszyłem się głęboko. No, już można odetchnąć z ulgą, co też zrobiłem. Tutaj nikt mnie nie dopadnie, bo patrolowcy nie zmieszczą się do mojego schronienia. Tylko teraz trzeba stąd wyjść...
- Nie chowaj się, mały, wiem, że tam jesteś. - usłyszałem nagle głos z zewnątrz. Zaprzestałem więc wydawania jakichkolwiek odgłosów, z oddychaniem włącznie.
- Wyjdź lepiej po dobroci, i tak pójdziesz ze mną. - zachęcał dalej głos. Brzmiał niezbyt dorośle i jakby... piskliwie? W każdym razie nie zamierzałem opuszczać nory. Głos poczekał jeszcze chwilę:
- Dobra, jak chcesz. - rzucił obojętnie, a po chwili zza zakrętu w norze wyskoczyła rozwarta paszcza z kłami. Jak się o tym mówi, to nie brzmi tak strasznie. Wyobraźcie sobie, że siedzicie w pokoju z uchylonymi drzwiami. Ktoś obcy zaczyna do was mówić zza nich, a gdy jesteście już przerażeni, nagle wrzuca do waszego pokoju okropną pacynkę. Czy coś równie strasznego, tylko trzeba sie postarać to sobie wyobrazić.
W każdym razie, przerażonego mnie, który zdążyłem z tego strachu jeszcze podskoczyć i walnąć głową w sufit, te kły zabrały z nory i wyrzuciły na zewnątrz. Żeby nie było mi za wygodnie, zostałem jeszcze przygnieciony do ziemi łapami niewysokiego osobnika, zapewne dopiero co wkraczającego w dorosłość.
- Spokojnie, szczeniaku. - ha, zabawne, przecież dopiero co jego tak nazywali. Kompleks niższości... Gdybym mógł, pokiwałbym pobłażliwie głową, ale zostałem usztywniony. - Jeśli będziesz grzeczny, zabiorę cię do mamusi.
Te słowa obudziły we mnie wspomnienie domu, i przez chwilę miałem olbrzymią ochotę być naprawdę grzecznym, żeby zabrał mnie do mamy. Przez jedną, NAPRAWDĘ KRÓTKĄ chwilę.
- Ej! - wkurzyłem się. - To nie była moja mama! A poza tym... - tu przybrałem chytrą minę. - Gdzie jest twoja? Może się zgubiłeś, bo jakoś jej nie widzę?
- Ty... - syknął basior, albo lepiej basiorek, po czym boleśnie chwycił mnie za kark, wyszedł na drogę, po czym podążył za swoimi koleżkami. Mocny chwyt zamknął wszelkie rozmowy. Paredziesiąt metrów przede mną prowadzona była Megami.
<Megami? Co oni z nami zrobią?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz