Lily się obudziła. Mirana zabandażowała jej głowę i nakazała być ostrożniejszym. Ranna wadera delikatnie zeskoczyła z kłębiącej się masy ptaków, którym po chwili nakazalem odlecieć. Wyszliśmy z jaskinii. Odprowadziłem ją do jej domu. Gdy weszliśmy, zorientowaliśmy się, jaki tam był bałagan- na podłodze leżało pełno kawałków szkła, a rozlana woda mieszała się z wpół zakrzepłą krwią. Lily zniknęła w kuchni. Parę sekund stałem zamyślony, patrząc na cały ten brud, ale momentalnie się ocknąłem i pospieszyłem za nią- tak profilaktycznie. Wyjęła z szafki dwie szmatki i miotłę. Po krótkim czasie podłoga była już czysta.
-Eee.. Lily?- spojrzałem na waderę.
-Tak?- spytała gospodyni wrzucają resztki szklanek do kosza.
-Mam.. zostać, czy mogę iść?
<Lily? wena dopisuje w miarę, ale jakoś tak... nie wiedziałam, jak możesz odpowiedzieć, więc tą kwestię pozostawiam tobie.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz