11.11.2017

Od Mateo do Luny "Jeeeej!"

Szedłem smutny za Miraną do schroniska. Nie, byłem zrozpaczony. Sytuacją, brakiem empatii innych wilków i własnymi słowami. No bo jak to brzmi: "Czy zostanie pani moją mamą?"? Ech...
Jednak najbardziej  bolało odrzucenie.
- Proszę pani, a mogę iść do swojej nory? - zapytałem, udając, że patrzę na jakieś drzewo w oddali, żeby nie zauważyła moich łez.
- No, dobrze, ale pamiętaj: mam cie na oku! - powiedziała z uśmiechem, czego mogłem się tylko domyślać, bo miałem odwróconą głowę, po czym ruszyła w kierunku schroniska.
Ja natomiast pobiegłem do swojej norki, zaszyłem się w niej i płakałem dalej.
~~następnego dnia~~
Obudziłem się z rezygnacją. Bo co miałem robić? Nic się nie działo, tak samo jak moje życie nie miało sensu. Nie mogłem jednak tak siedzieć i nic nie robić przez cały dzień. Bierne użalanie się nad sobą to pierwszy krok do problemów psychicznych i otyłości, więc wyszedłem i przeciągnąłem się smętnie. Byłem brudny po wczoraj, więc powlokłem się nad strumień. Wlok wlok.
Wreszcie dotarłem na miejsce, ale zobaczyłem tam kogoś, kogo się nie spodziewałem. Luna. Znowu zebrało mi się na łzy. Wadera siedziała na brzegu, patrząc w taflę wody. Chyba nad czymś rozmyślała. Nagle stwierdziłem, że mi wszystko jedno, i równie dobrze mogę próbować jeszcze raz. To nic, że wyjdę na głupka. Życie jest głupie.
- Proszę, adoptuj mnie. Jestem sam, nie mam nikogo. - powiedziałem rozpaczliwie, i się rozpłakałem.
Płakałem wciąż, bo to nie jest fair. Inne szczeniaki mają rodziny, na przykład taka Inga albo Magnus. A ja? Co ja skopałem?
- Oj, już nie płacz. - powiedziała Luna, podchodząc do mnie. Pogłaskała mnie po głowie, więc podniosłem zapłakane oczy i spojrzałem na nią. - Adoptuję cię.
Moje uszy nie chciały początkowo uwierzyć w to, co usłyszały. A kiedy już uwierzyły, informacji nie chciał przetworzyć mój mózg. Skutkiem tego, zawiesiłem się na kilka sekund, wpatrując się w przestrzeń. Dopiero kiedy wadera zdążyła już chyba pomyśleć, że nie kontaktuję, wreszcie się ruszyłem. Konkretnie skoczyłem na nią i wtuliłem się w jej szyję.
- Spokojnie, nie rzucaj się tak... - mruknęła wadera zakłopotana, ale z uśmiechem na pysku.
- Dziękuję.. - znowu popłynęły mi łzy, ale tym razem były to łzy szczęścia.
Luna znów pogłaskała mnie po głowie.
- Skoro cię adoptuję, to musimy cię przeprowadzić.
~~ parę godzin później, czyli wczesny wieczór~~
Wadera poszła załatwić jakieś papiery w schronisku. Chciałem pójść z nią, bo jakoś irracjonalnie bałem się, że mnie zostawi, ale kazała mi iść po rzeczy z nory. No to pobiegłem, skacząc po drodze z radości. Wreszcie będę mieć mamę! Uczuć nie da się tutaj wyrazić słowami (a przynajmniej ja nie umiem xD) . Wpadłem do swojego schronienia. Spojrzałem na wnętrze i uświadomiłem sobie, że nie mam tu nic oprócz liści jako posłania i pluszowego zająca. Trochę... smutne, ale chwyciłem zająca i pobiegłem w stronę budynku schroniska.
- Nie dało się zabrać mniej naraz, nie? - zapytała Luna na mój widok z uniesionymi brwiami.
- Ale ja mam tylko to. - odpowiedziałem, wypluwając pluszaka na podłogę.
< Luna?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz