11.11.2017

Od Luny CD Mateo

- Nie wiem jakbym się czuła... - westchnęłam. Odwróciłam się i spojrzałam na Mateo.  
Oczy miał całe czerwone i mokre od łez.
- Proszę, niech mnie pani adoptuje. -  powiedział zachrypniętym głosikiem.
Co mam zrobić? Adoptować go? Jestem za młoda na zostanie matką, nawet taką przybraną! Nie przepadam za szczeniakami i nie potrafię się nimi zajmować... Z tego co słyszałam, to Mateo ma rok i 3 miesiące, czyli teoretycznie mogłabym być jego biologiczną matką. Borze, jaka jestem stara... W dodatku panna. Stara panna...
Szczeniak patrzył na mnie wyczekująco. Miałam coś powiedzieć, ale obok mnie zjawiła się Mirana.
- Mateo, tu jesteś! - zwróciła się do samczyka. - Wszędzie cię szukałam. Powinieneś wracać do sierocińca, robi się już późno.
- Ale... - zaczął, ale wadera mu przerwała.
- Żadnego ale. Zaprowadzę cię do sierocińca, chodźmy.
Mateo spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, spuścił głowę i poszedł z Miraną.
Muszę przyznać, że poczułam lekką ulgę. Ta sytuacja była kłopotliwa...
Z racji tego, że się już ściemniało, ruszyłam do swojej jaskini i poszłam spać.

Obudziłam się przed południem. Wstałam wyjątkowo nie w humorze, po wczorajszych wydarzeniach. Wyszłam z jaskini i poczłapałam w stronę strumyka. Usiadłam nad strumieniem i spojrzałam na swoje odbicie. Wczorajszy dzień uświadomił mi kilka rzeczy... Jestem stara i samotna.
Siedziałam nad tym strumieniem kilka godzin i rozmyślałam nad sensem życia. Zamieniam się w Lię... 
Usłyszałam za sobą jakiś szelest. Odwróciłam się. Stał tam Mateo.
- Proszę, adoptuj mnie. Jestem całkiem sam, nie mam nikogo... - powiedział żałosnym głosem, po czym rozpłakał się na dobre.
- Oj, już nie płacz. - powiedziałam, po czym pogłaskałam go po głowie. - Adoptuję cię.

<Mateo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz