6.11.2017

Od Kagekao C.d Luncia

- Kagekao? – Luna zaczęła zwalniać kroku.
- Tak? – Zapytałem, zatrzymując się.
- Chyba się zgubiliśmy… - powiedziała. Sierść na jej kłębie lekko się podwyższyła.
- Boisz się? – Zaśmiałem się.
- Nie, ale sama sytuacja jest straszna. – Przerwała na chwilę. – Sama, w ciemnym lesie ze swoim dawnym porywaczem.
- Jestem przerażający?
- Co najwyżej żałosny – mruknęła. – Przerażająca jest sytuacja, nie ty. – Luna wyczarowała płomień. – Teraz lepiej. – Odsunąłem się, o mało nie wpadając na kupę liści.
- Weź ode mnie ten wynalazek szatana! – Wrzasnąłem, a Luna przewracając oczami pokierowała płomyk na swoją drugą stronę.
- Oh, Kagekaoś psestlasył sie płomycka – zaśmiała się.
- Wal się – warknąłem.
- O, pacz! Mech! – Powiedziała oświetlając korę dębu pokrytą mchem.
- O, pacz!  - Zawołałem patrząc się w przeciwną stronę, a Luna skupiła wzrok na krzaku, na który patrzyłem. – PYĆIĄG!
- Czasem się zastanawiam czy ty w ogóle myślisz. – Westchnęła. – Mech zawsze rośnie po północnej stronie.
- No i?
- No i po mchu możemy wydedukować gdzie się znajdujemy – tłumaczyła.
- Przecież i tak nie wiemy czy poszliśmy na południe czy północ, tym samym kierując się na północ zamiast przybliżać się, to będziemy się oddalać od watahy. – Prychnąłem.
- Więc co, wolisz tu czekać do świtu?
- Jakbyś nie wiedziała, w szkole się uczy, że jak się zgubisz to trzeba siedzieć tam gdzie się jest.
- Cała noc spędzona z tobą sam na sam? – Skrzywiła się. – Nigdy.
- No ej, jestem dobry w tych sprawach. – Zrobiłem minę pedofila.
- W jakich?
- W byciu towarzyskim. – Uśmiechnąłem się.
- Ta, dlatego porywałeś wadery i trzymałeś je na metrowych łańcuchach. – Wywróciła oczyma.
- Wiesz, lubię mieć bliskich znajomych. – Podkreśliłem przedostatnie słowo.
- A dalekich ju…
- Cicho… - powiedziałem półszeptem. Zdawało mi się że przed chwilą usłyszałem szelest ściółki leśnej.
- C-co? – Zapytała niepewnie.
- Chyba nie jesteśmy tu sami…
<Luncia? :v>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz