2.12.2017

Od Meetou do ...

Śnieg. Błe. Można się nim bawić, ale to tylko zamarznięta w chmurze woda, która spadła na ziemię. Nic wyjątkowego. Ja musiałam jednak brnąć przez tą szarą breję, żeby zdobyć coś do jedzenia. Chwila, jednak nie....
Uniosłam się ponad śnieg, z radością oswabadzając z niego łapy. Nie mogłam lecieć zbyt szybko, jednak prędkość i tak była większa od tej, którą mogłam osiągnąć, leząc przez zaspy. Mróz był nie do zniesienia, szczypał mnje przez futro. Samozapłon w tej sytuacji chyba nie byłby taki zły...Bezszelestnie wsunęłam się między drzewa, z góry wypatrując jakiejś zwierzyny. Na śniegu leżał bez ruchu lis, jednak one często tylko udają zgon, by zwabić kruki, więc wolałam się nie zbliżać.  Niedaleko wyczułam silną woń orzechów, zmieszaną z, jeszcze silniejszym, zapachem mysiego moczu. Podleciałam w to miejsce i opadłam ciężko na śnieg. Pod moimi łapami coś się poruszyło, ale stopiłam śnieg wokół siebie. Myzz nie miała już szans, bez schronienia w postaci białego puchu. Po pożywieniu się zaczęłam kopać w śniegu. Udało mi się dorwać jeszcze jedną, i wyjeść im orzeszki ze spiżarni. Mniam.
Uniosłam głowę i zamarłam. Na drzewie przede mną wisiały truchła kilkunastu myszek i ptaków. Nad tym wszystkim, niczym gwiazdka na choince, siedział puszczyk, dumnie prężąc pierś.
- Ktoś ci to zaraz zeżre, wiesz? - zasugerowałam mu delikatnie, i odleciałam od tej upiornej choinki. Pod sobą zauważyłam wilka.
<Ktoś?>
1 i 2 grudnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz