2.01.2020

Od Yuki „Hello Darkness my Old Friend” cz.26

Jeżeli to wszystko co widziałam było terenami Watahy Słonecznego Wzgórza, to chyba musiałyśmy się pomylić podczas typowania kierunków. Głęboka, zalesiona dolina rozciągała się tuż przed samą górą. W samym jej środku mieściła się łąka, możliwe, że będąca jednym z głównych miejsc w watasze. Nie musiałam się zbytnio rozglądać za rzekami – było ich tu od groma. Najbliższa z nich była niedaleko nas, po prawej. Gdzieś z paręnaście minut drogi piechotą. Wylądowałam na ziemi pozbywając się niewidzialności.
– Najbliższa w prawo – oznajmiłam. – Paręnaście minut drogi.
Eleonora się skrzywiła.
– Za długo – rzekła. – Obmycie rany po tak długim okresie czasu nic nie da.
– Masz żywioł materii, prawda? – odezwała się dotychczas milcząca Lilia.
Pokiwałam głową.
– Nie będzie dla ciebie dużym obciążeniem przeteleportowanie nas do strumienia? – zapytała.
Zastanowiłam się. Jestem po walce, obolała i na pewno osłabiona. Przeniesienie trzech wilków paręset metrów dalej nie jest najłatwiejszym zadaniem nawet dla kogoś w pełni sił. Jedynie cudem mogłabym przenieść nas wszystkich do strumienia.
– Myślę że nie zdołam przenieść więcej niż dwójki wilków, włącznie ze mną – powiedziałam w końcu. – Któraś z was musiałaby tutaj zostać.
Chwila ciszy, Lilia i Eleonora spojrzały po sobie.
– Myślę że ja zostanę – oznajmiła śmiało niższa z nich. – Mogę po drodze poszukać jakiś jajek lub miodu.
– Okej. – Garbuska nie wydawała się zbytnio zadowolona rozwiązaniem tej sytuacji. – Ale jak cię znajdą to poradzisz sobie z patrolem?
– Może pójść z moim klonem. – Mówiąc to spojrzałam na moją podróbkę, wąchającą w tej chwili losowe kwiatki. – Nie jest zbyt mądry, ale na pewno dobrze walczy. Jakby się ciebie nie słuchał pociągnij go za ucho lub ogon. - A się nie zdenerwuje? – zapytała na co ja pokręciłam głową.
Przywołałam klona do nas i szybko wytłumaczyłam mu co jest jego zadaniem.
– Pożyje jeszcze dwadzieścia ileś minut więc się śpiesz. – odpowiedziałam.
Dając znak, że zrozumiała, ruszyła w stronę strumyka zostawiając mnie i Eleonorę sam na sam. Dopiero też sobie uświadomiłam że moje kosze nie nadają się już do przechowywania zapasów.
– Mogę włożyć moje rzeczy do twoich juk?
Pokiwała głową zdejmując torby z grzbietu. Jakimś cudem upchałam tam te wszystkie medaliony i pożywienie. Gdy byłyśmy gotowe, bez zbędnego gadania zabrałam się za przenoszenie nas do strumienia. Najpierw Eleonora, później ja. Czas płynął wtedy jak w zwolnionym tempie, dłużąc się niemiłosiernie. W chwili, kiedy byłam już przeteleportowana do strumienia, odetchnęłam z ulgą, posapując ciężko. Jeżeli da się mieć zakwasy od nadużywania magii, pewnie nie mogłabym jutro wstać.
– Wejdź do rzeki – zarządziła, nie dając mi nawet chwili na odpoczynek.
Wykonałam jej rozkaz bez większego marudzenia, mimo że osobiście chciałam po prostu się położyć i nie wstawać. Przestałam wchodzić głębiej, kiedy to lodowata woda zetknęła się z moim brzuchem. Nagły przypływ bólu zmieszany z poczuciem ulgi sparaliżował mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam się ruszyć. Cofnęłam zesztywniałe uszy, wstrzymałam dech i patrzyłam wielkimi oczami w nieokreślony punkt. Eleonora na pewno zauważyła moją reakcję.
– Wejdź głębiej, nawet się nie zamoczyłaś.
Łatwo jej mówić. Nie moczy ogromnej świeżej rany w lodowatej wodzie. Widząc, że nie potrafię się ruszyć by wejść głębiej, westchnęła. Usłyszałam chlupot wody za mną, żeby następnie poczuć jak jakaś siła wpycha mnie głębiej do rzeki. Nie chcąc czuć na całym brzuchu tego nieprzyjemnego uczucia, zapierałam się łapami, wbijając w muł palce i pazury.
– No właź. – Popchała mocniej.
Muliste podłoże nie wytrzymało, pozwalając mojemu ciału wsunąć się o wiele głębiej niż musiałam. Stałam teraz po szyję w wodzie. Czułam że woda płynie tutaj szybciej niż na brzegu. Jeżeli spróbuje się ruszyć, możliwe że prąd mnie porwie. Musze zostać w tej pozycji, dopóki nie oswoję się z temperaturą rzeki. Inaczej możliwe że się utopię, kiedy będę płynąć z prądem rzeki.
– Wiem że szczypie, ale musisz to wytrzymać – próbowała uspokoić garbuska. – Wyjdź kiedy przyjdzie Lilia. – Wyszła z wody.
Z zimna zaczęłam się trzęść i klekotać zębami. Przecież ona wróci dopiero za paręnaście minut. Zamarznę tutaj chyba na śmierć.
– Nie mogę wyjść za chwilę? – zapytałam jąkając się.
– Powiem ci kiedy będziesz mogła wyjść.
Próbowałam się pocieszać, że przecież ten czas minie jak z bicza strzelił. Nie miałam co robić, z kim rozmawiać, a ni czym się zająć. Eleonora najwidoczniej była czymś zajęta, ponieważ nie zwracała uwagi na moje ciągłe pytania kiedy mogę wyjść. Nie widziałam co robiła – byłam odwrócona do niej tyłem. Na pewno minęło już pół godziny. Gdzie ta Lilia? Powinna już tu być. Przysięgam, że jak tylko poczuję się lepiej to jej łapy z torsu powyrywam.
– Tu jesteście! – usłyszałam tak długo wyczekiwany głos. – Znalazłam trochę ptasich jaj.
Chcąc jak najszybciej wyjść odwróciłam się gwałtownie w tył. I to był mój błąd. Straciłam kontakt z podłożem, a prąd rzeczny zrobił resztę. Moja głowa wylądowała pod wodą. Zaczęłam machać szaleńczo łapami, próbując pływać. Wypłynęłam na powierzchnię, próbując kaszlem pozbyć się cieczy z moich płuc. Nie potrafiłam jakoś złapać rytmu, tylko bijąc powierzchnię wody łapami.
Szczęście w nieszczęściu – wpłynęłam na wystające korzenie drzewa. Były solidne, dlatego nie połamały się pod naporem mojego cielska. Widziałam jak Lilia biegnie w moim kierunku. Powoli się zbliżałam do brzegu, podciągając się na korzeniach. Wadera która była już przy mnie pomogła mi wyjść. Już chyba serio wolę mieć wielką bliznę na brzuchu, niż przeżywać takie coś.
C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz