31.01.2020

Od Variana


Wędrowałem od bardzo dawna w poszukiwaniu jakiejś jaskini żeby schronić się przed mrozem i na spokojnie przeczekać na jakieś lepsze warunki pogodowe. Ale oczywiście nie znalazłem niczego. Żadnej jaskini, nory albo opuszczonego domu. W końcu doszedłem do wielkiego jeziora. Na szczęście zamarzniętego. Idąc przez nie modliłem się by lód nie załamał się pod moim ciężarem... i tych wszystkich szczurów kroczących za mną. Chociaż prosiłem żeby za mną nie szły uparły się że przyda mi się eskorta, a kiedy powiedziałem że mam kruki to oburzone były wielce że „faworyzuje latające pokraki”. Gdybym się nie zgodził to by doszło do bitwy i straciłbym większą część towarzyszy. Na moje szczęście zgodziły się na to żeby za mną poszło jedynie 36 osobników. Miało to swoje plusy. Co jakiś czas jakiś kruk czy szczur przynosił ciekawe rzeczy. To jakieś jedzenie, to ładne świecidełko, tu naszyjnik. Zmęczony łażeniem w nieznane usiadłem na środku niczego.
Odpoczynek – powiedziałem – Muszę pomyśleć co dalej.
Siedząc tak i zastanawiając się gdzie się udać prawie zasnąłem. W sumie to zasnąłem... ale obudził mnie mój najlepszy przyjaciel i wierny towarzysz Noed. Przyleciał z informacją o tym że nie daleko nas znajduje się jakaś drewniana chatka i warto by tam zajrzeć. Ucieszony tą informacją kazałem mu prowadzić. Kilka minut szybkiego marszu i byłem na miejscu. Przed wejściem szczury sprawdziły w środku czy nikogo nie ma, a kruki usiadły na gałęziach drzew otaczając dom. Wszedłem do środka przez wielką dziurę na miejscu której pewnie kiedyś znajdywały się drzwi. Miejsce wyglądało jakby ktoś w pośpiechu je opuszczał. Meble poprzewracane, zostawione bardzo fajne rzeczy. Byłem jednak zbyt zmęczony żeby się tym przejmować i wskoczyłem na łóżko. Przez dłuższy czas wierciłem się żeby znaleźć idealną pozycje do spania, aż w końcu udało mi się zasnąć. Mieszkałem w tej chatce trzy dni. Niestety wszystko co dobre musi się skończyć... Do domku przyszedł wielki, biały wilk. Stwierdził, że to jego teren i że każdy kto choćby tu zajrzy musi zginąć. Nie był zadowolony gdy powiedziałem mu prawo działające od początku istnienia a mianowicie „znalezione nie kradzione”. Basior rzucił się na mnie, ale zdążyłem uniknąć i wybiec z chatki. Wilk zrobił to samo i na jego nieszczęście czekał już na niego mój komitet powitalny.
Radzę uciekać – rzekłem patrząc w jego ślepia
Jednak był on głupszy niż myślałem i rzucił się w moją stronę. Nie zdążył nawet napluć mi na łapę gdy armia kruków zleciała z gałęzi dziobiąc go. Do ptaków przyłączyły się szczury wdrapując się po jego ciele i gryząc. Basior skomlał i próbował strzepać z siebie gryzonie. Bezskutecznie. Po chwili padł na ziemię.
Możecie go zostawić. - krzyknąłem i zwierzęta wycofały się a ja podszedłem do leżącego basiora
Ten ze strachem w oczach prosił o pomoc, przepraszając co chwilę. Uśmiechnąłem się i zniżyłem się tak żeby dobrze mnie słyszał.
Twoje cierpienie nie potrwa długo...
Dziękuję! D-dz-dziękuję – powtarzał ze łzami w oczach.
Za niedługo się wykrwawisz.
Co?! Nie! Proszę! Ja nie chce umierać!
~ Też nie chciałem, dlatego to ty leżysz na ziemi nie ja.
Wstałem pochodząc do kruka, który leżał na śniegu. Na szczęście obrażenia nie były poważne. Tylko zadrapanie, ale lepiej było to opatrzyć. Pozwoliłem więc wejść jej na mój grzbiet.
Noed! Mógłbyś poszukać miejsca gdzie znajdę jakieś przydatne rzeczy?
Nie musiałem nic więcej mówić bo kruk zwracając się do towarzyszy odleciał. Po kilkunastu minutach wrócił z informacją o pobliskiej watasze. Udaliśmy się tam. Zacząłem się przechadzać po jej terenach uważając by nikt mnie nie zauważył.
Tu! - odezwał się Noed lądując na ziemi przed jakąś jaskinią
Wspaniale! Każdy na pewno ma jakieś bandaże. Wszedłem więc do środka i na moje szczęście nikogo nie było. Zacząłem więc przeczesywać szafki, aż w końcu znalazłem to czego szukałem. Zacząłem opatrywać rannego ptaka. Nagle usłyszałem jak ktoś wchodzi do jaskini. Super... tego mi brakowało. Na całe szczęście zdążyłem opatrzyć ptaka. Wstałem więc i powoli zacząłem iść w stronę wyjścia.
- Kim jesteś, co tu robisz i... po co ci bandaż? - odezwała się prawdopodobnie mieszkanka
- Jestem wilkiem, chciałem dołączyć do watahy i potrzebowałem opatrzyć rannego... nara! - krzyknąłem chcąc uniknąć walki, albo co gorsza wysłuchiwać kazań. Wybiegłem z jaskini i już chciałem odejść i nie wracać, ale myśl o tym że mogę mieć miejsce do którego mogę wracać a nie szukać codziennie nowej obskurnej jaskini wydawała się tak idealna, że postanowiłem udać się do Alfy. Po krótkiej pogawędce zostałem przyjęty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz