14.01.2020

Od Abira do Velganosa

Abir podążał wzrokiem za sylwetką basiora, dostrzegając także, że ten także podobnie jak on nie
zamierzał odwracać od niego spojrzenia. Jakby się zastanowić, było to w pełni uzasadnione – skoro przebywał tutaj, być może ukrywał coś cennego czy po prostu zdążył się zadomowić, to dlaczego miałby ów miejsca zamieszkania ustępować komuś obcemu? A wiadomo, nie 'odbije' go, kiedy będzie zbyt uprzejmy. Tak to niestety w większości przypadków działało, a wilkowi nie wydawało się, aby jego 'towarzysz' miał ochotę na bawienie się w to, jak ten akurat jest nastawiony. Podskoczył w miejscu wraz z głośniejszym trzaskiem płomieni, na moment automatycznie kierując pysk w tamtą stronę. Szybko wyłapał to, że to jedna z mniejszych, drewnianych belek poddała się jęzorowi ognia. Po chwili wrócił spojrzeniem do nieznajomego, który niezmiennie przed nim stał.
Oczekiwał więc tego, co wydarzy się jako następne. Przebierał łapami ze zniecierpliwieniem i raz po
raz zdarzyło mu się machnąć ogonem w jedną czy w drugą stronę, co z pewnością nie ułatwiało ukrywania mu prawdziwych emocji. No cóż, dawno nie widział żadnego wilka, teraz zupełnie nie wiedział, co robić, jak powinien się zachowywać. Może wcale nie trzeba było tego ukrywać, bo samiec posiadał jakąś widoczną przy tym incydencie cechę, której Abir nie potrafił dostrzec? Może wręcz przeciwnie? No cóż, nad kontaktami z innymi trzeba będzie jeszcze dość sporo popracować. Poczuł rozgrzewające ciepło na znakach na grzbiecie przypominających oczy, a także na tym większym symbolu na czole. Bywało tak, że odczuwał coś podobnego w miejscach, gdzie one się znajdowały, jakiś czas wcześniej. Podejrzewał, że kumulowała się w nich energia, nie potrafił jednak tego wytłumaczyć. Nie wiedział także, że ów znaki zaczynały świecić. Z początku oczywiście słabo, jednak w półmroku panującym w pomieszczeniu zdawało się to być dość widoczne. 
Wraz ze słowami basiora zamarł, aby po chwili mentalnie wypuścić powietrze z ulgą. Nie zrobił tego rzecz jasna, bo mógłby stworzyć jakieś niezbyt pożądane pozory, jednak faktycznie mu ulżyło. Dopóki będą padały pytania tego pokroju, być może nie będzie tak źle. "Przywykłem do imienia Abir, gdy zaczęto go w stosunku do mnie używać. Podróżuję, nie przychodzę z grup, które można byłoby uważać za wrogie. To miejsce to kolejny mój przystanek." Odpowiedział oczywiście zgodnie z prawdą. Dlaczego miałby w tej kwestii kłamać? Postanowił jednak samemu z siebie nie przyznawać się, że przesiadywał tutaj już sporo wcześniej i wiedział o obecności czarnego basiora.

Velganos wysunął pysk, pozwalając sobie obejść Abira, zatoczyć wokół niego niebezpiecznie ciasne koło. Wciągnął jego zapach przez rozszerzone nozdrza. Mhmm… Mruknął mało przyjemnie. Basowy warkot Wilczego na przemian z odgłosem strzelającego pod naporem ognia drewna wypełniał ciszę we wnętrzu chaty, a atmosfera niepewności gęstniała z każdą upływającą sekundą. Pozycja Abira zdawała się być niekorzystna – czarna bestia osaczała go niczym zdeterminowany drapieżca swą ofiarę. Nagle Velganos zmarszczył brwi, wbiwszy w wilka hardy wzrok. "Jak długo tutaj jesteś?" Zmrużył ślepia, nie przyjmując do wiadomości takiej informacji, która w późniejszym czasie mogłaby okazać się nieprawdziwą. Wysunięte z łap, haczykowato zakończone ostre pazury świadczyły o tym, że basior w każdej chwili gotów był do ewentualnego ataku. Obserwował czujnie. Zadziornemu, wręcz dominującemu w swej postawie basiorowi wystarczył jeden mały punkt zapalny, aby rozpocząć jatkę, ot – choćby dla samej rozrywki. No tak, w zależności od nastroju. "Mówże. Byle zgodnie z prawdą." Zadarł pysk, stawiając uszy.


Abir z kolei przyglądał się basiorowi uważnie, podążając za nim wzrokiem. Znaki na jego ciele pulsowały coraz to jaśniej, częściej, szybciej. Prawdopodobnie związane to było z jego pulsem, który także pobudzał przecież drzemiącą w nim energię. Czy to był już strach? Sam nie wiedział, co oznacza obawiać się czegoś lub kogoś. Nikt nigdy nie mówił mu o emocjach. Nigdy dokładnie nie wiedział, kiedy jak się czuje i w jaki sposób należy to opisać. Mógł sprawiać wrażenie, jak gdyby się bał, a może w rzeczywistości wcale tak nie było? Ukryte było też jego zafascynowanie osobnikiem krążącym wokół niego. Dlaczego tak robił? Czy miał na celu ograniczenie jego przestrzeni tak, by ten poczuł się w niebezpieczeństwie? Samiec usiadł tylko i kontynuował oglądanie się za wilkiem, dopóki ten nie zapytał po raz kolejny. Wbił wtedy wzrok przed siebie, zupełnie ignorując to, jak lekkomyślne to było. W końcu nie widział teraz ani wyrazu pyska bywalca chatki, ani jego postawy. Czuł jednak, że ta wcale się nie zmieniła.
Najpierw się przeciągnął, powodując zabawny odgłos strzykania w kilku własnych kręgach, zaraz po tym także niespiesznie użyczył sobie tylnej łapy, aby podrapać się za uchem. Po tych czynnościach otrzepał się i, wraz z ponaglającym ostrzeżeniem, by nie kłamać, westchnął jedynie. Sam dokładnie nie wiedział, ile czasu mógł się tutaj znajdować. "Sam nie do końca jestem tego pewny. Być może od połowy pełni, to jest, połowę miesiąca. Być może trochę mniej. Poczucie czasu straciłem już dość dawno temu." Wspomniał mały zegarek kieszonkowy, który kiedyś znalazł, a który teraz spoczywał na dnie jego skórzanej torby zawieszonej na drugim boku. Zepsuł się, a on sam nie potrafił go naprawić. Nikogo na swojej drodze nie spotykając, nie wiedział, która jest godzina ani dzień. Niespecjalnie go to interesowało, szczerze powiedziawszy.
"Dlaczego miałbym kłamać, kiedy po tak długim czasie przyszło mi kogoś spotkać?" Spojrzał ponownie na czarnego basiora, jak gdyby oczekując odpowiedzi. Wiadomo przecież o co chodzi, kiedy mówił 'tak długim czasie'. Oczywiście, to on był w pełni przekonany, że jego rozmówca wie, o jakim czasie mówił. Podróżował tak samotnie rok, nie napotykając praktycznie nikogo na swojej drodze. Wbił wzrok w posadzkę, jedynie mrucząc coś cicho do siebie, na tyle głośno jednak, że zapewne osobnik znajdujący się w jego towarzystwie był w stanie to usłyszeć. "Chociaż mogę założyć się, że w poprzednich wcieleniach byłem o wiele bardziej samotny aniżeli jestem teraz."
  
Kiedy Velganos zauważył dziwnie pulsujące znaki na jego ciele, mocniej przymrużył oczy. "Ciekawe..." Prześledził wzrokiem jego futro, robiąc szybkie oględziny. Zapewne odniósł słuszne wrażenie, że magia wypływała z niego każdym porem porośniętej sierścią skóry. Velganos żachnął się. "Czyli mnie znasz - przynajmniej z widzenia. Musiałeś obserwować, wiedzieć, że jestem częstym i stałym bywalcem tego miejsca." Basior przerzucił spojrzeniem po wnętrzu. Ach, tak. Na moment wyszczerzył zęby, bynajmniej nie w uśmiechu. "Dlaczego zatem ujawniłeś się dopiero teraz? W zasadzie... Nawet nie kryłeś się ze swoją obecnością, Abirze."

Abir przysłuchał się słowom basiora. Nie słyszał wcześniejszej uwagi na temat jego znaków, jakoby te miały być ciekawe. Tak, racja – widywał go często, a gdy tylko słyszał, że ten nadchodzi, zazwyczaj krył się w miejscu, gdzie ten nie byłby w stanie go dostrzec. I potrafił go zignorować, zupełnie zapomnieć, jaki jest powód, dla którego siedzi tymczasowo w ukryciu, a teraz znów odwrócił łeb i patrzył na niego jak na obrazek. I nie widział w tym gapieniu się zupełnie nic złego, po prostu, interesował go widok jakiegokolwiek wilka znajdującego się w pobliżu aż tak bardzo, że jeśli oderwał wzrok, to jedynie na chwilę. Na kolejne pytanie zamiótł ogonem po posadzce i zamrugał kilkukrotnie, jak gdyby odpowiedź na to była oczywista. Zaraz po tym wbił w niego pozbawione jakiegokolwiek wyrazu, można by rzec, że prawie puste spojrzenie, milcząc przez chwilę.
"Szczerze mówiąc, chciałem, abyś sam mnie znalazł, dałem temu najpierw czas, dlatego też dopiero teraz postanowiłem doprowadzić do tego samemu. Bałem się tego spotkania." Otwarcie mówiąc o własnym strachu, wciąż nie dostrzegał coraz mocniej świecących znaków. Prawdopodobnie nikt nie spodziewałby się tego, że wilk sam z siebie okaże obawę przed swoim rozmówcą. Zazwyczaj starano się to ukryć, on mimo to postąpił zupełnie odwrotnie. Skąd on jednak miał wiedzieć, co powinien zrobić? Z emocji i większej dawki zniecierpliwienia nieco ciężej mu się oddychało, co jednak nie powinno nijak wpłynąć na jego stan. W związku z własną fobią jednak wpierw zaczął nabierać oddechu szybciej, spuszczając przy tym wzrok, aby zaraz po tym zacząć oddychać jak gdyby faktycznie nie mógł nabrać powietrza wcale. Czuł jedynie narastający w nim samym niepokój, wygenerowany przez niego samego wewnątrz siebie.

"Tak też się stało - znalazłem cię. I co teraz?" Velganos prychnął przez rozszerzone nozdrza, nie przestając okrążać Abira. "Ile liczysz sobie lat, hę?" Odpuścił dopiero po chwili. Przysiadł przy kominku, ustawiając się bokiem, żeby mieć dobry wgląd na nieznajomego. Coś zmieniło się w wyrazie pyska Wilczego - bursztynowa, ciepła barwa oczu powróciła na swoje miejsce, zażegnując mroczną czerń. Zamachnął kilkakrotnie grubym ogonem, przekrzywiając nieco łeb.

Abir uspokoił nieco oddech po czasie, wmawiając sobie, że to przez wiatr wpadający przez uchylone drzwi. Oczywiście, była to nieprawda, w końcu... cóż, drzwi były teraz zatrzaśnięte. Nadal wolał tłumaczyć to sobie jednak przeciągiem, a więc wpłynęło to nieco na to, że sam zaprzestał się niepokoić. Wsłuchał się w słowa wilka i już miał odpowiadać, lecz mimo to obserwował, jak ten okrąża go znowuż, by zaraz usiąść gdzieś niedaleko, wciąż się w niego wpatrując. Nie wiedział, na które z pytań powinien odpowiedzieć najpierw. Wstrzymał się jednak, a widząc zmianę koloru oczu basiora, jedynie gwałtowniej wciągnął powietrze, jak gdyby to było coś niezwykłego. Poderwał się na wyprostowane łapy, jakby bardziej wyciągając pysk w kierunku nieznajomego.
"Jak to zrobiłeś?" Zauważając jednak, że jego gwałtowny ruch mógł zostać uznany za zbyt... zagrażający, po prostu usiadł z powrotem, wciąż nie spuszczając wzroku z barwnych tęczówek samca. Być może czasami faktycznie aż za bardzo fascynował się innymi. Cóż jednak poradzić? Taki był, a zgasić to zafascynowanie byłoby po pierwsze trudno, po drugie zupełnie szkoda. "Wybacz. Pytałeś... ah, tak. W tym wcieleniu prawdopodobnie około trzech lat, ogólnie zebrałoby się ich ze sto, odkąd żyję."

Velganos otworzył lekko pysk, wydobywając z gardła jakiś bliżej niewyartykułowany dźwięk basowego pomruku. Abir wyraźnie zaskoczył go tym pytaniem, jako że sam nigdy nie zwracał na to uwagi. Zmiana koloru ślepi następowała automatycznie, podświadomie i poza jego kontrolą. Zmarszczył gniewnie brwi, odsłoniwszy na moment rząd białych zębisk. "Ach, to. Oczy... Błyskotliwy jesteś. I ciekawski." Zadarł pysk, rozciągając kącik wilczego pyska w enigmatycznym półuśmiechu. "No dobrze" Westchnął ciężko. "Zmiana barwy zależna jest od moich emocji i.... nazwijmy to - różnych chęci oraz działań. Funkcjonuję jak iskra zapalna, w zależności, które z mrocznych majaków duszy na daną chwilą mają ochotę wypłynąć." Przyjrzał mu się uważniej. "Rozumiem." Uśmiechnął się nagle, lecz jakoś dziwnie, tajemniczo i niebezpiecznie. Bowiem - no tak, Velganos rzadko kiedy silił się na normalny, sympatyczny uśmiech. Zjawisko rzadkie i praktycznie niewystępujące. "Opowiedz o poprzednim wcieleniu. I witaj w klubie, również stąpam po tym - nie tylko po tym - świecie ładnych parę już lat, może nawet kilka wieków. Ach, gdzież moje maniery, Abirze." Wstał, i to zdecydowanie za szybko i zbyt gwałtownie. "Nazywam się Velganos. Bądź po prostu Velg." Wyciągnął w jego stronę długie, ciężkie łapsko. Zupełnie jakby chciał coś sprawdzić.... Albo po prostu zwyczajnie się przywitać. Diabeł jeden go tam wiedział.

Na określenia, jakie padły w stosunku do jego osoby, jedynie przytaknął, jakby na potwierdzenie. Co innego miał zrobić, czy powiedzieć? Zaprzeczyć nie mógł, a odzywać się i przyznawać rację także mu było jakoś głupio. Wysłuchał tego, co ten miał do powiedzenia, wciąż gapiąc się na basiora z podziwem. Nawet coś tak głupiego jak zwykła zmiana koloru oczu była dla niego czymś niezwykłym. I jeszcze faktycznie dostał wytłumaczenie, dlaczego tak się działo. Nabrał więc do osobnika przed nim większej chęci, czując się odrobinę swobodniej w jego towarzystwie. Na ten dziwaczny, z lekka niepokojący uśmiech, odpowiedział tym samym – także uśmiechem, ale najnormalniejszym, zwyczajnym, takim, na jaki tylko było go stać. Nie zauważył bowiem w geście samca niczego, co można uznać było za odbiegające od norm. Zresztą, w jaki sposób niby miał tego dokonać, skoro po roku czasu spotkał się z przypadkowym (choć może niezupełnie) wilkiem? Chciał zacząć mówić i zapytać, co to za klub i o co z nim chodzi, jednak ponownie mu przerwano.
Wzdrygnął się i podskoczył w miejscu, gdy ten nagle poderwał się do góry, spoglądając na niego z zakłopotaniem i zainteresowaniem w jednym. Postara się zapamiętać jego imię, być może go nie przekręci. Wydawało mu się, że niezbyt dobrą opcją będzie o to pytać w dalszej części tej znajomości. Jakie to byłoby wrażenie na rozmówcy? Zerknął tymczasem w dół, na jego łapę. Zamrugał kilkukrotnie zdezorientowany, jak gdyby analizując to, co się właśnie stało. Dlaczego pokazywał mu swoją łapę? Było w niej coś niezwykłego? Może to jakiś ważny rytuał przy przedstawianiu się, czego on nie zrobił i teraz będzie uważany za dziwnego narwańca? Postanowił więc, z niepewnością w głosie, zapytać o ów gest. "Co mam teraz zrobić?"

Znowu podniósł na dopiero co odrobinę bardziej poznanego Velga spojrzenie, niezgrabnie podnosząc własną, chudą łapę, aby ta jedynie zawisła w powietrzu obok czarnej, wielkiej łapy basiora. Był niepewny tego, co należało teraz uczynić, więc jedynie wpatrywał się w samca wyczekująco, mając nadzieję, że ten wykaże się choć niewielką ilością zrozumienia i wytłumaczy mu to wszystko.

c.d.n. 
 



 

 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz