9.01.2020
Od Aarona do kogoś
Wyściubiłem nos ze swojej jaskini. Całą okolicę pokrywał zimny, biały puch. Nocą spadł śnieg. Skrzywiłem się namyśl, że będę musiał pokonać drogę do biblioteki w takich warunkach. Postawiłem pierwszą łapę na zewnątrz. Moje futro momentalnie się nastroszyło.
- Zimno - prychnąłem, przeskakując dalej. Moje krótkie łapy zanurzyły się w zaspie. Białe grudki śniegu przyklejały się do mojej sierści z każdym stawianym przeze mnie krokiem. Próba strzepania ich była dość męcząca. Ostatecznie poddałem się i postanowiłem pozbyć się owego śniegu w dopiero w pobliżu biblioteki.
Nim jednak udałem się do swojej pracy, skierowałem swój spacer w stronę rzeki. Wczoraj niczego nie udało mi się znaleźć na kolację. Nie mogłem zmarnować okazji, by zdobyć czegokolwiek na śniadanie. Najlepszym pomysłem wydawały mi się właśnie ryby. Stanąłem na skraju strumienia. Szum płynącej pod lodem wody i wznoszących się nade mną gołych drzew przypominały mi o dniu, w którym dołączyłem do watahy. To właśnie o takiej pogodzie zawitałem w tym stadzie, poszukując schronienia. Tyle czasu minęło od tamtej chwili! Machnąłem puszystym ogonem, jakby w ten sposób próbując przegonić nadpływające wspomnienia. Skup się, Aaronie! Zaczaiłem się nad pokaźną dziurą w wodzie, starając się wypatrzeć najdrobniejszy ruch. Wyostrzyłem wszystkie swoje zmysły, poświęcając całą swoją uwagę na najmniejszy sygnał. Wtedy srebrne, lśniące stworzonko mignęło przed moim nosem. Nie czekając długo, zanurzyłem łapę w lodowatej wodzie i wyrzuciłem rybę do góry. Chwilę migotała w powietrzu, nim udało mi się ją złapać do pyska. Dłuższy moment starała się uciec, uporczywie wymachując płetwami. Nie mogłem jednak jej wypuścić. Skróciłem więc jej cierpienia mocnym ugryzieniem. Przestała drgać, a rozpoczęła zwisać bezwładnie z mojego pyska. Pojedyncze krople krwi opadły na jasny lód. Swoją drogą, ryba była tak zimna, że czułem niemal, że trzymam w pysku sopel lodu. Odrzuciłem jednak ową myśl, rozkoszując się posiłkiem. Nieczęsto miałem okazję jadać ryby, jednak ostatnio ciężko o jakąkolwiek inną zdobycz. Mniejsze zwierzątka, które zwykle łowiłem, pochowały się w norkach i zapewne smacznie sobie śpią. Łapanie saren w pojedynkę zaś nie należało do najprostszych. Pozostawiało mi więc moczenie łap.
Szybkimi susami skierowałem się w stronę biblioteki. U progu strzepałem z siebie resztki śniegu. Spojrzałem w górę, patrząc na górujące na niebie Słońce. Uśmiechnąłem się na myśl, że może niedługo stopi ten denerwujący biały puch. Zadowolony, wszedłem do środka budynku. Przywitało mnie ciepłe wnętrze. Ostatnimi czasy nie mieliśmy tutaj zbyt wielkiego ruchu. Zdawałem sobie sprawę, że nie każdy wilk w podobną pogodę lubi wyściubiać nos z bezpiecznej jaskini.
Przysiadłem więc przy najbliższym regale, starannie układając książki. Starłem z nich również zaległy kurz. Kończąc pracę w tym miejscu, przesunąłem się do kolejnej biblioteczki. Czekał mnie cały dzień żmudnych porządków.
Wtedy usłyszałem otwieranie drzwi. Odłożyłem trzymaną książkę i spojrzałem w tamtym kierunku, by dojrzeć wchodzącego do biblioteki wilka.
- Przepraszam - odezwała się postać doniosłym głosem. - Czy mógłby mi ktoś pomóc?
<Ktoś?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz