3.01.2020

Od Tibii c.d Ren

Od odejścia Sixa z watahy minęły trzy miesiące. Ciągle leżałam w jaskini osamotniona. Polować nie umiałam. Zdarzyło mi się zjeść pająka albo jakiegoś żuka. Resztę dni głodowałam. Dobrze, że niedaleko miałam małe bajorko, z którego piłam, ale po miesiącu odechciało mi się w ogóle wstawać. Umierałam z głodu, spragnienia, zimna i odosobnienia.
Kiedy tak leżę kolejny dzień poczułam jak coś przygniata mój brzuch do podłoża. Zapiszczałam z bólu. Magicznie odnalazłam siły żeby się podnieść i wrzasnąć na całe gardło.
- Uważaj na co stąpasz owłosiona ropucho!! - ugryzłam intruza w przedramię zaciskając coraz mocniej szczęki. Zdezorientowany wilk odskoczył. Poczułam krew i przez krótki czas zaburczało mi w brzuchu. Przeciwnik upadł na grzbiet milutko kładąc się na krawędziach podłoża. Puściłam go oblizując krew z zębów, gdy nagle wstał chcąc uciec z jaskini. O nie, nie odpuszczam tak łatwo. Chwyciłam go zębami za ogon i ciągnęłam do bajorka.
Kiedy wilk wpadł z głośnym pluskiem do bajorka zaczęłam się bez opanowania śmiać. Intruz obnażył kły i podniósł się powoli. Pomimo zimna stał ciągle w wodzie i patrzył na mnie gotowy do ataku. Krople lodowatej wody skapywały mu z mokrego futra spowrotem do bajorka.
Po kilku minutach totalnej głupawki mogłam nabrać oddech spojrzałam na nieznajomego, który ciągle obnażał kły. Zastanawiałam się chwilę co odpowiedzieć. Zaskomlałam i usiadłam przed bajorkiem.
- Nie gorąco ci przypadkiem? Pomyliły ci się pory roku? - przyjrzałam mu się dokładniej. - Woda o ile dobrze wiem jest tutaj lodowata.
Osobnikowi już trzęsły się łapy od stania w zimnej wodzie, ale nie ruszył się z miejsca. Czekałam na jego odpowiedź, ale ta nie nadeszła. Zniecierpliwiona syknęłam kiedy już otwierał pysk by coś powiedzieć.
- Język ci zamarzł? - spojrzałam na niego poirytowana. Zamknął na chwilę jadaczkę by znowu ją otworzyć i odpowiedzieć krótko.
- Nie. - jego męski i zachrypnięty od zimna głos rozbrzmiał echem po jaskini. Przyjrzał mi się, po czym niepewnie wyszedł z wody i się otrzepał, przy okazji chlapiąc mnie trochę w oczy. Odsunęłam się marszcząc nos.
- Czego tutaj szukasz? - zapytałam trochę z warknięciem. Wymsknęło mi się, a na mój warkot basior się wzdrygnął, zaczął się delikatnie lizać po ranie na ramieniu.
- Jaskini, w której mógłbym przenocować.
- No, to znalazłeś. - ciągle przyglądałam się nieznajomemu, przestał lizać ranę i spojrzał na mnie.
- Dziękuję - powiedział krótko.
- Pod warunkiem. - warknęłam trochę jeżąc sierść na grzbiecie.
- Jakim? - zesztywniał w miejscu, jakby go wryło.
- Nie nadepniesz na mnie więcej. - udałam poważny ton. Nastała cisza. Po chwili się uśmiechnęłam. Basior po chwili też się uśmiechnął złośliwie.
- Spróbuję, ale nie obiecuję. - uśmiechnęłam się przyjaźnie. Nie jest nudny i zrzędliwy. Już go lubię.
<Ren?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz