9.01.2020

Od Tori


Pierwszy sen. Drugi, trzeci. Zaczęły mnie nawiedzać jak po wypiciu jakiegoś trunku. To nie powinno się dziać. Nie. Nie miałam odpowiedniego żywiołu by nawiedzały mnie one jak nawałnica. Nie jestem szamanem ani magiem, a więc czemu... jaskinia. Gdzie tym razem jestem? W powietrzu było czuć stęchliznę. Łapy były zanurzone (tylko opuszki) w płytkiej, brudnej wodzie. Otrzepałam skrzydła, po czym powoli zaczęłam przesuwać się do przodu, szukając jasnego punktu w całkowitej ciemności. Słyszałam tylko plusk wody z powodu moich łap. Jeśli się zatrzymać, mogłam z łatwością stwierdzić, że inne krople wody spadają ze stalaktytu, wydając charakterystyczny dźwięk uderzeń w wodę. Dziwnym trafem jednak, nie mogłam zlokalizować skąd pochodzi dźwięk. Po chwili woda stała się brunatna, zmieniła temperaturę na bardziej ciepłą, chociaż nieznacznie. Zmarszczyłam brwi, po czym przeniosłam wzrok z moich już zamoczonych całkowicie łap w górę, żeby pomimo wcześniejszych nieudanych prób, spróbować jeszcze raz dostrzec coś w ciemności. Nie musiałam długo czekać, jak zaraz zerwał się dziwny wiatr, po czym uderzył we mnie z dziwną siłą wraz z większą ilością wody. Otworzyłam oczy gdy wiatr ucichł, które wcześniej zamknęłam by ochronić je przed narastającym wiatrem. Poziom wody nie zmienił się, nadal czułam jak sięga mi do połowy łap, jednak teraz jest wartka. Otworzyłam oczy powoli, próbując przyzwyczaić się do panującej tam jasności. Po chwili stania w wodzie i rozglądaniu się po terenie, w końcu postanowiłam opuścić rzekę, bo w sumie w niej właśnie stałam. Dookoła były wysokie drzewa, całe oszronione. Poszycie było całe w brunatnych i pomarańczowych liściach pokrytych szronem i mrozem. Było zimno, chłód przeszywał moje futro, pomimo braku wiatru. Rozejrzałam się spokojnie po okolicy. Cisza, prawie jak na naszych terenach, jednak nie aż tak głucha. Co to za sen? Po co mnie tutaj przywiało? Z duszami o ile wiem, umie rozmawiać Nitaen, nie ja. Pewnie zaraz zacznie mnie coś gonić, przez co obudzę wszystkich w jaskini, wierzgając przez sen nogami. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Postanowiłam iść wraz ze zboczem w dół. Po jakimś czasie teren się wyrównał, a jeden gatunek drzew ustąpił drugiemu. W końcu stanęłam na śniegu, który nie był zbyt obfity, jednak wraz z zamarzniętym czarnym jeziorem na dole starał się stworzyć idealny zimowy krajobraz. Lód był gruby, jednak nie miałam ochoty na niego wchodzić. To co przykuło moją uwagę był zapach innego osobnika, gdzieś dobiegający po mojej prawej stronie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz