7.01.2020

Od Midnight'a c.d ktoś


Kurwa, to już tydzień od kiedy pada-powiedziałem do siebie, szukając czegoś do jedzienia. Ciągle padało, końca nie było widać, a rany pomimo magii i ziół nie leczą się prawie w ogóle. Gdybym miał jakąś leczniczą magię byłoby łatwiej, a tak to muszę się posiłkować roślinami i bezużyteczną magią. Chociaż to już dwa tygodnie bez żadnego jedzenia więc nie dziwo, że wysiłek jest 10-krotnie większy. W sumie leżałbym teraz wygodnie w jaskinii, gdybym nie próbował atakować 5 wilków naraz. No cóż, pożywienie to pożywienie. Wygrywa silniejszy albo ten z przewagą liczebną. W sumie owoce leśne też nie są takie złe, tylko jest ich mało i nie sycą. Może znajdę jakąś watahę, zaciągnę się i zniknę, zawsze jest to jakiś pomysł, lepszy niż leczenie tego na własną rękę.
Moje próby rozważania jakichkolwiek rozwiązań przerwał delikatna bryza pochodząca z jeziorka niedaleko. Kąpiel nikomu nie zaszkodzi, do tego koło wodospadu znajdywała się jaskinia dająca wrażenie suchej, dzięki czemu od razu po kąpieli mógłbym się wysuszyć. Po tylu dniach siedzenia w przeciekającej grocie, pełnej robali może to być miła odmiana. Idąc w tamtą stronę udało mi się znaleźć kilka ziół i grzybów potrzebne do nasączania bandaży. Nic jak zrobić opatrunki i zasnąć w suchej jaskini, same plusy dzisiaj. Podszedłem do wody i dogłębnie poszukiwałem jakichkolwiek ryb czy innych zwierząt. Na moje szczęście wyłapałem kilka rybek używając jedynie kłów. Latanie i tak nie wchodziło w grę ze złamanym prawym skrzydłem. To byłoby zbyt bolesne. Były nawet smaczne tylko dość chrupkie, przez głód nie zdążyłem je nawet wypatroszyć, co nawet nie wpłynęło znacznie na smak. Ważne, że coś złapałem, chociaż mięso byłoby lepsze.  Jak to mówią „lepsze to niż nic". Po jakże wykwintnym daniu zerwałem kilka liści aloesu, który rósł dość niedaleko i podszedłem pod wejście jaskini, która zdawała się być opuszczona, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Chodziło tylko o to, aby się położyć i odpocząć od tych deszczy oraz 10-kilometrowego marszu. Zmieniłem opatrunki, które były już przesiąknięte krwią i... ropą.
-Ja pierdole, z infekcją nie przeżyje długo. Muszę znaleźć kogoś z magią leczenia bądź cokolwiek, nawet książkę zielarską.- powiedziałem ze złością zmieniając mokre liście na aloes nasiąknięty wywarem z zielonej herbaty i imbiru. To jedyne co mogę teraz zrobić, jeszcze słońce wyłaniało się z nad horyzontu, więc sen będzie teraz najlepszym pomysłem. Schowałem się głęboko w jaskini, w ukryciu cienia stalagmitu i natychmiastowo zasnąłem. Śnił mi się ten sam sen, który mam codziennie od czasu walki. Jak wszyscy mnie widzą i unikają. Leże sam, w kałuży krwi, jest mi zimno i wszystko mnie boli. Tylko ktoś mnie woła, zawsze jak próbuje się odwrócić w stronę jej głosu natychmiastowo zastygam i nie mogę się ruszyć. Wszystko wokół jest ciemne, słyszę tylko rozmowy innych, próbuje krzyczeć, żeby ktoś mi pomógł, jednak nikt nie odpowiada. Nie ważne jak próbuje zawsze budzę się w tym momencie i wszystko znika.
Obudziłem się zlany potem i potężnym bólem głowy. Sprawdziłem rany i były tylko gorsze. Do tego gorączka, która uniemożliwiała mi trzeźwo myśleć. I do tego... Był dzień. Nigdy nie obudziłem się w dzień tylko zawsze budziłem się o zmierzchu, co mnie zszokowało jak i również słyszałem inne wilki. Bawiły się w wodach jeziorka, ja znajdowałem się jedyne 50 metrów od nich ukryty dalej w cieniu.
Nieee, to halucynacje, nie spotkałem innych od ponad dwóch tygodni. Niemożliwe, żeby w tym momencie ktoś tutaj się znajdował. Nie widziałem nawet śladów łap na piasku, więc nikt tutaj raczej nie przychodzi. Postanowiłem leżeć dalej i zaczekać do zachodu Słońca, aby wtedy wyjść i znaleźć jakieś Dzikę róże albo kore wierzbową. Wydawało mi się, że nawet widziałem kilka idąc tutaj. Szukałem w głowie jakiś sposób, aby zaradzić na gorączkę, ale tylko te dwie rzeczy przychodziły mi do głowy, która już zmęczona ciągła wysoką temperaturą odmówiła mi posłuszeństwa i zasnąłem, bojąc się, że nikt mnie nie znajdzie i zostanę tutaj, sam jak palec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz