30.01.2020

Od Midnight'a do Mazikeen

Nie wygląda to tak źle-stwierdziłem, patrząc na ogromne drzewa i wyraźnie zarysowane góry. Nowe tereny wydawały się całkowicie niezamieszkałe przez inne wilki, a zwierzynę już widziałem kilka razy. Obszary obejmowały wiele hektarów i były znacznie przyjaźniejsze niż poprzednie. Zaczynam chyba powoli doceniać, że dołączyłem do tej watahy, atmosfera nie jest tak zła, nikt mnie nie denerwuje, no może oprócz Mazikeen. Wadera śledzi mnie już od początku, ale wyraźnie robi sobie jakieś przerwy, przecież śledzenie kogoś 24/7 jest nudne i bezcelowe. Szczerze mówiąc, nie jest w żaden sposób natarczywa, nie wchodzi mi w drogę, na szczęście również odpuściła mi czytanie w myślach. Jest to dziwne uczucie, nienależące do najprzyjemniejszych, ale również nie bolało w żaden sposób, gorzej z myślami, które mogły przecież mi przez głowę. Są pewne rzeczy, które nie chciałbym ujawnić, ale poza tym jest tu dość ciekawie. Wszyscy wydają się szczęśliwi, nawet nic nie mówiąc. Do tego czułem się tutaj… jak w takiej dużej rodzinie, zawsze było nas dwóch, później trzech, ale teraz zyskałem wiele osób. Nawet ich nie znam, a wydają się dobrymi wilkami, chociaż co ja wiem? Ogólnie szliśmy w tym momencie do naszych jaskiń, ale specjalnie odbiłem trochę w bok, mając w zamiarze pozwiedzać trochę więcej tych, do tej pory nieodkrytych, terenów. Z daleka wydawały się dość ciekawe, z bliska mogły okazać się jeszcze bardziej interesujące i warte zwiedzenia. Tak więc, używając mocy niewidzialności, udałem się w prawo, nie zwracając nikogo uwagi i nie, zdradzając mojej pozycji waderze, która obecnie była moją obserwatorką, podbiegłem w stronę ogromnego, starego drzewa. Wyglądało dość nietypowo, wyróżniało się swoją wysokością i grubością pnia oraz tajemniczą aurą wokół niego, która jakoby zachęcała, aby do niego się udać. Szczerze, nie miałem pojęcia dlaczego, ale wydawało mi się, że emanuje od niego magiczna energia, lub było to tylko złudzenie. Nie zważając na to, zacząłem iść w jego stronę, bacznie obserwując swoje otoczenie i obszar wokół drzewa. Magiczna energia najczęściej oznaczała nieznane zwierzęta, które mogły być niebezpieczne i agresywne wobec mojego wilka. Nie widziała mi się walka z takim stworzeniem, wolałbym wobec tego zachować dystans i używać mocy kamuflażu do pozostania mniej widocznym wśród wysokich skał, które wydawały się dość nienaturalnie wyrzeźbione. W sumie, widząc już pałac na naszych terenach, należący głównie do rady wilków, nic nie jest już dla mnie nieprawdopodobne i dziwne. Przeczesując kolejne polany, skały, trawy zacząłem mieć jeszcze większe wrażenie, że to miejsce wydziela ogromną ilość magicznej mocy. Miejsce wydawało się jeszcze bardziej niezwykłe i nie spotykałem nic takiego wcześniej. Moce zafascynowanie przełożyło się na to, iż postanowiłem sprawdzić, jak działają moce moje w pobliżu tego drzewa i dość dziwnego strumienia, który zwrócił moją uwagę, przez dziwną barwę i stworzenia wokół niego, raczej widma, które wokół się pojawiały. Delikatnie przypominały cienie, jednak w odróżnieniu od nich poruszały się i dało się słychać jakieś szepty. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, ze względu na to, że z czymś takim już się kiedyś spotkałem, przechodząc przez gaj, jakiś rok temu. W sumie już nie pamiętam, moja moc niewidzialności broni mnie przed takimi nienaturalnymi istotami. Stwierdziłem również, że dalsza, piesza wędrówka w stronę wielkiego drzewa będzie pozbawiona sensu i prze teleportowałem się prosto pod sam konar. Zostałem uderzony ogromnością i rozłożystością gałęzi, na nich zdumiewała mnie ilość zieloności, jak na tak stare drzewo. Wokół aura magicznej energii była znacznie większa i była niezwykle mocno wyczuwalna. Podnosiła mnie na siłach i sprawiała, że czułem się tak jakby, lżejszy i spokojniejszy. Dobre miejsce, zapewne będę je więcej razy odwiedzać i czerpał z niej energie, która znacznie wpływała nam moje ciało. Sam teren wokół drzewa wydawał się równie niezwykły, jak samo drzewo i aura, którą wydawało. Do tego te widma zdawały się bardzo interesujące i warte odwiedzenia, szczerze nie wiem dlaczego, aż tak mnie zainteresowały, ale zdawały się nie być groźne, ani mieć złych zamiarów wobec mojej osoby. Tak więc, po obejrzeniu wzdłuż i wszerz, sprawdzeniu każdego zakamarka, każdego korzenia, wystającego zza linii gleby i obejrzeniu roślin wokół niego rosnących, teleportowałem się w stronę źródła, z którego płynęła ta tajemnicza rzeczka. Im dalej kierowałem się w jej stronę, tym bardziej owe „duchy” były bardziej aktywne i szeptać jakieś słowa, zdania, nie byłem w stanie tego stwierdzić dokładnie, ani zrozumieć co dokładnie mówią. W pewnym momencie natrafiłem na jedno widmo, które zdawało się inne od reszty, dokładniej mówiąc bardziej ukształtowane i przypominające wilka, niż nieregularny kształt, którego do niczego nie mogłem przywiązać. Zacząłem się więc bardziej mu przyglądać, aż ten podleciał do mnie i odezwał się dość normalnym głosem.


Co tu robisz?-zapytał. Głos miał dość męski, nie byłem szczerze pewny, dlaczego mógł się ze mną skontaktować, ale wiedziałem, że niczego nie muszę się bać, miałem przynajmniej takie wrażenie.


-Zwiedzam-odpowiedziałem krótko. Nie miałem zamiaru być zbyt rozmowny, nie wiedziałem nawet czym to jest, więc postanowiłem zachować bezpieczny dystans.


-Rozumiem-stwierdził i w tym samym momencie zniknął w mroku. Szczerze, przez długi czas stałem w jednym miejscu i zastanawiałem co się właśnie stało. Oczywiście moje rozmyślania rozbiło krótkie pytanie wymierzone do mnie, od znanej mi już wadery. Jej głos na pewno nie sprowadzał niczego dobrego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz