14.01.2020

Od Equela Poszukiwanie różowych kwiatów część. 1/2


Poranek był zaskakująco spokojny, o ile godzinę 12 można było nazwać porankiem. Nie ukrywam, dziś nie zwróciłem uwagi na godzinę, a wczorajsza impreza skutecznie mi w tym pomogła. Chciałem się wyspać i pomimo iż trzymał mnie nadal mały kac, byłem wypoczęty.
Słońce już dawno wstało, ptaszki ćwierkały, delikatny wiatr bawił się z drzewami... Słyszałem w oddali muzykę tych okropnych, zielonych, małych świerszczy, ale była tak cicha, że mogłem ją skutecznie ignorować. Ta cisza, zaskakująco przyjemna, zachęcająca, by zostać jeszcze w łóżku.
Tylko... było za spokojnie jak na dzień przeprowadzki całej watahy. Nie ukrywam, cała ta przeprowadzka była dla mnie kłopotliwa. Przyzwyczaiłem się do mojego obecnego domu, jak i całej okolicy. Wiedziałem, kto gdzie mieszka, znałem na pamięć wszystkie zajęcze nory...
Nasza nowa miejscówka była dość odległą krainą, co było plusem. To dziwna ekscytacja na nieznane dodawała mi otuchy.

Wstałem chcąc nie chcąc, przyzwyczajając moje zaspane oczy do światła, które zaszczyciło swoją obecnością moją skromną jaskinię. Zacząłem się rozciągać, ziewając głośno. Po chwili stałem już na równych nogach, rozglądając się dookoła.
-Proszę, proszę, kto raczył wstać -Mój wzrok, jak i uszy powędrowały w kierunku tak dobrze znanego mi głosu. Przy wyjściu z jaskini stała Rose, a któż by inny. Moja śliczna partnerka, z wyraźnym grymasem wymalowanym na uroczej twarzyczce.
-A dzień dobry moja ślicznotko -Uśmiechnąłem się do niej szeroko, szczerząc kły. Jej wyraz pyska nie zmieniał się... Ups... Czyżby była zła za tą wczorajszą imprezę?
-Wiesz, która jest godzina? -Zapytała, podchodząc do mnie.
-Hmmm, o każdej porze wyglądasz pięknie -Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Wandera tylko westchnęła, wchodząc w głąb jaskini. Po raz kolejny byłem dumny z siebie, spodziewałem się kłótni, a tu proszę. Tak właśnie rozwiązuje się rodzinne problemy.
-O... Widzę, że nas spakowałaś -Powiedziałem po chwili, spoglądając na starannie zapakowane drobiazgi.
-A kto inny miałby to zrobić? -Zapytała, spoglądając na mnie z uniesioną brwią. -Możesz nazbierać kwiatów? Wrzośce, różowe kwiaty -Dodała, wracając do swoich zajęć.
-Oczywiścieeeee -Przedłużyłem, ironicznie wesołym tonem. -ZARAZ, ZARAZ! KWIATY ZIMĄ, CZY TOBIE SIĘ COŚ KOBIETO NIE POMIESZAŁO?!
-To jedne z nielicznych kwiatów, które kwitną zimą. Skoro i tak nic nie robisz, to może łaskawie mi je przyniesiesz?
-PO CO CI KWIATY ZIMĄ!? -Zapytałem, nadal nie wierząc w jej prośbę, nigdy nie widziałem kwiatów w zimie, a swoje lata już mam.
-PO COŚ, IDŹ I MI NIE PRZESZKADZAJ -Powiedziała stanowczym tonem, po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
-Dobra, dobra... Zgaduję, że ich nie widziałaś, prawda? -Gdy miałem już wychodzić, odwróciłem się i zapytałem moją wybrankę. Każda wskazówka była ważna. Różowe kwiatki, też mi coś. Wiele mi to nie mówi.
-Gdybym je widziała, nie musiałabym cię o to prosić -Powiedziała, nadal zajęta pakowaniem. Westchnąłem i wyszedłem z jaskini, mając ogromną nadzieję, że kwiotki nie będą rosnąć gdzieś w pobliskich górach. Zapewne nie będą zaraz przy jaskini, to byłoby za łatwe. Szukanie ich zajmie mi godzinę. O ile nie więcej. Ukochana, czemu skazujesz mnie na te tortury?

~Weryla C:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz