11.01.2020

Od Tori


Ruszyłam w stronę zapachu. Po chwili schyliłam głowę, by zobaczyć co się kryje w norze pod kamieniami. Dopadł mnie ostry zapach zgnilizny, oraz ledwo wyczuwalny, zagłuszony przez pierwszy-zapach strachu. Odsunęłam się szybko nieco w tył, spłoszona słodkawym smrodem gnijącego mięsa. Nadal jednak nie dawał mi spokoju ten dźwięk dobiegający ze środka. Czyżby mieszkaniec nory nie dojadł królika, przez co zwierze zostało w środku i zaczęło gnić? Wzięłam oddech i zbliżyłam się do wnętrza nory. W środku, w półcieniu można było zauważyć zarys wilka, po budowie i wielkości mogłam stwierdzić, że był on wyrośniętym szczeniakiem. Skulił się na jakimś futrze. Czyżby to tak śmierdziało? Usłyszałam kroki. Cofnęłam się szybko by wyjść z ciasnego miejsca, przy okazji nareszcie miałam czas na zaczerpnięcie świeżego, mroźnego powietrza. W moją stronę szedł jakiś stary basior o już lekko szarawym pysku, w którym niósł kaczkę.
- Proszę pana, w środku jest... - nie dokończyłam, gdyż samiec nie zważając na moją postać, przeszedł przeze mnie jak przez mgłę i położył zabitego ptaka na zmarzniętej ziemi przed wejściem. No tak. To sen, oni mnie nie widzą. Odwróciłam się by zobaczyć całą sytuację.
- Wyłaź stamtąd norniku. Jedzenie ci przyniosłem. - warknął mało przyjaźnie w stronę nory.
- Wypchaj się tym swoim jedzeniem! Nadal chcesz mnie z nią rozdzielić?! Daruj sobie, nie uda ci się to. - basior strzepnął ogonem z irytacji. Zdawał się teraz o wiele większy i bardziej groźny niż wcześniej. O kim mówił szczeniak? Nie zauważyłam tam nikogo oprócz niego i futra na jakim leżał... chyba że... Już poszarzały basior wślizgnął się do nory. Można było usłyszeć protesty od strony szczeniaka, jednak wreszcie pod koniec udało się wyciągnąć szczeniaka na zewnątrz. Musiałam przyznać, że wyglądał okropnie. Czarno-białe futro ze złotymi akcentami było od dołu posklejane, łapy miał dziwnie poranione. Był zakurzony, brudny. Wyglądał jak szkielet. Gdyby nie błysk w jego oczach powiedziałabym, iż jest już dawno zdechłym przykładem niedokarmienia i głodu na terenach.
- Jedz to - warknął basior, podsuwając pod czarną kulkę kaczkę. Młody niechętnie na to popatrzył, cały czas przycupnięty do ziemi. Po chwili irytacja starszego była już mocno poza granicami - Nie po to przynosiłem ci żarcie przez prawie miesiąc, żebyś teraz postanowił sobie zdechnąć. Ona nie żyje, pogódź się z tym. A teraz z łaski swojej zeżryj tą cholerną kaczkę i się stąd wynosimy. - Dalej nie jestem pewna co się stało. Mój sen się rozpłynął, a ja znajdowałam się w swojej jaskini, nieco dalej od skulonej w śnie matki. Gdzieś z rogu jaskini dobiegł mnie zapach korzeni. Czyżby była coś kopać? Westchnęłam zwijając się w kłębek ze świadomością, że do rana nie zasnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz