15.01.2020

Od Equela Poszukiwanie różowych kwiatów część. 2/2



Wyszedłem z jaskini, na mojej twarzy zagościł niezadowolony grymas. Myślałem, że spokojnie sobie wstanę, zjem, pójdę zobaczyć, co porabia mój ulubiony sąsiad i razem z wybranką pójdę w drogę. A tu psikus, muszę szukać różowych kwiatów. W ZIMIE. Strach było pytać kogokolwiek, gdyż nie chciałem zostać wyśmiany. Jedynie odważyłbym się zapytać kwiaciarki, ale żadnej niestety nie znałem. Pech to pech, musiałem poszukać sam.
-Byłoby łatwiej, znając zapach tych kwiatów -Powiedziałem sam do siebie, biorąc głęboki oddech. Zrobiłem kilka okrążeń wokół najbliższych jaskiń, mając nadzieję, że mój cel będzie rosnąć gdzieś blisko, niestety, życie jak zwykle okazało się okrutne. Nic nie znalazłem.
Postanowiłem udać się na pola, gdyż tam kwitły najpiękniejsze kwiaty. Maki, róże...fiołki? Chryzocośtam... Tyle nazw zdołałem zapamiętać. Tylko że one kwitły na wiosnę... właśnie, jak te moje się nazywały? Cholera! Zapomniałem ich nazwy! W sumie i tak nie miałem zamiaru nikogo pytać, więc czy to była potrzebna informacja? Różowe... miały być różowe... Też se Wandera wymyśliła. Spacerowałem tak długi czas, jednak za 5 łąką zrezygnowałem. To nie miało sensu, musiałem zmienić plan działania. Szukanie ich w ten sposób zajmie mi wieki.
-Może faktycznie będą w górach? -Westchnąłem i powolnym, leniwym krokiem zacząłem iść w stronę naszych Himalai. Nagle dostałem olśnienia, zatrzymałem się i popatrzyłem na swoje skrzydła, które po chwili wyprostowałem.
-Zaraz... Z powietrza będzie szybciej! Eh... Jestem idiotą... -Zadowolony ze swojego pomysłu i jednocześnie trochę zdołowany tym, że nie pomyślałem o tym wcześniej, wbiłem się w powietrze. Zacząłem przeszukiwać pozostałe łąki z lotu ptaka, a następnie udałem się na wyższe tereny. Wszędzie leżał śnieg, pełno śniegu... Biały, mokry, zimny śnieg.
-Teraz pytanie, jakiej wielkości są te kwiaty -Znowu krótki monolog, który miał dużo racji. Jeśli były małe, z tej wysokości ich nie zobaczę. Leciałem więc o wiele niżej, czasami slalomem unikając drzew i krzewów. Traciłem coraz bardziej nadzieję, która i tak była niewielka na początku poszukiwań.
-Poddaję się, wracam do domu -Westchnąłem, zawracając po kolejnej godzinie latania. Rozejrzałem się ostatni raz po hali. To była chwila, ale w tej białej krainie faktycznie ujrzałem coś różowego. Podleciałem tam szybko, nie chcąc tracić tej różowej plamki z oczu.
-JEST! MAM TE CHOLERNE KWIATY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz