14.01.2020

Od Velganosa do Abira

Velganos postawił uszy, zamieniając skąpy uśmiech w dziarski grymas godny przebiegłego zawadiaki. Nie byłby sobą, gdyby nie pozwolił sytuacji potoczyć się tak, jak miała potoczyć się za chwilę. Basior, wystawiwszy szpony, złapał w pewnym, stalowym chwycie smukłą łapę Abira, odbijając się z tylnych łap, by w gwałtownym doskoku dobić do niego i powalić go na drewnianą posadzkę z głuchym hukiem. Bursztynowe tęczówki błysnęły w blasku ognia, a Wilczy poszerzył uśmiech o kilka cennych centymetrów, przez chwilę nie ustępując. Zawisł nad nim jak topór kata nad głową skazańca, lecz nie wykazał przy tym żadnej agresji czy gniewu. Użył siły, ale nie zadał ran. "Podać łapę, mój drogi. A teraz mów - czegóż to ode mnie chcesz?"

Abir kontynuował przyglądanie się basiorowi, dopóki nie został przez niego złapanym i przygwożdżonym do drewnianej posadzki. Nie szarpnął się ani razu, a jedynie skrzywił się, kiedy poczuł jak jego sińce i różne mniejsze lub większe skaleczenia, jakie nabył podczas podróży (a bardzo łatwo było o nie na jego delikatnym, kruchym wręcz ciele) postanawiają przypomnieć mu o swojej obecności. Syknął więc cicho i przymknął jedno oko, a znaki momentalnie przygasły. Na zwrot 'mój drogi' zareagował niezadowolonym wyrazem, gdyż nie wiedział, co ma oznaczać, gdy określa się tak kogoś. "Porozmawiać, mam dość rocznej samotności na bezkresnych pustkowiach. No i żyłem z nadzieją, że być może znasz jakieś korzystniejsze tereny, gdzie kolejno mógłbym się zatrzymać." Wiercił się przez moment, a potem ułożył łapy na jego klatce piersiowej, jak gdyby chcąc go od siebie odepchnąć. Nie naparł na niego jednak wiedząc, że ten i tak jest silniejszy i prawdopodobnie tylko połamałby sobie łapy starając się utrzymać między nimi większy dystans. "Swoją drogą, gdybyś mógł się odsunąć. Ciężej mi się oddycha przez takie zbliżenie, 'mój drogi'." Z ostatnimi słowami prychnął jedynie.
Na co Velganos rzekł:
"No właśnie, od razu lepiej. Wybacz za mą impulsywność, jak widzisz - nie tylko wyjątkową zmianą koloru oczu się odznaczam." Błysnął kłami w półuśmiechu. Po chwili ustąpił, schodząc z niego. Cofnął się, robiąc mu miejsce, dając więcej przestrzeni i dystansu. "W porządku. Sam rozumiesz, przezorny zawsze ubezpieczony." Przysiadł, chowając pazury. "Generalnie, znajdujesz się na terenach pewnej watahy pewnych magicznych wilków. No, może ciut poza jej granicami, jako że sam się na nie bardzo często zapuszczam. Krainę zwą Verden Loterre. Możesz mi towarzyszyć w drodze powrotnej, jeśli zechcesz. Spojrzał na niego, zmrużywszy oczy."
Samiec przyjrzał się uśmiechowi i podążył wzrokiem za odsuwającym się właśnie wilkiem. Niespiesznie obrócił się na jeden z bok, aby zaraz wstać i otrzepać się po raz kolejny. Biżuteria na jego kończynach zadźwięczała metalicznie, a on sam po chwili wrócił na swoje miejsce, siadając tuż przed poznanym wilkiem. 'Sam rozumiesz'... Cóż, nie – wcale nie rozumiał. Mimo to przytaknął w odpowiedzi, zdając się zachowywać dalej, jak gdyby nic się nie stało. Mimo tego, jaki był, nie zdawał się być obrażony za to, co Velganos postanowił zrobić. Wciąż przyglądał mu się z takim samym zainteresowaniem co poprzednio. W przeciągu tak krótkiego momentu polubił, gdy ten mówił mu cokolwiek. Czy to o sobie, czy o okolicy, czy o samym Abirze. Ten nadal nie rozumiał, o co mogło mu chodzić z kilkoma kwestiami, ale wciąż chciał go słuchać i chłonąć nowe, nieznane do końca jak dotąd słowa jak gąbka. Tym bardziej, jeśli dotyczyły one basiora. Zamrugał kilkukrotnie i skupił się na tym, co ten obecnie mówił, domyślając się, że ten, choć nie zadał pytania bezpośrednio, oczekuje odpowiedzi. Dopiero po chwili dotarło do niego to, co ten powiedział. Nabrał gwałtowniej powietrza i znów poderwał się tak samo jak poprzednio. Machnął ogonem i stał tak chwilę, teraz jednak nie siadając z powrotem na podłodze.


"Mówisz poważnie? To... chciałbym z Tobą iść, nie miałbym nic przeciwko temu." Po tym, jak zafascynowany szczeniak, potruchtał przez pewien odcinek, zaraz jednak zatrzymując się i odwracając z powrotem w kierunku wilka. Jego znaki znów zaświeciły, tym razem o wiele jaśniej aniżeli poprzednio.
/Abir?/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz