9.01.2020
Od Rose
Trochę czasu... tak... właśnie. Trochę. Westchnęłam przeciągle, myśląc o tym podczas siedzenia w jaskini, gdy Equel nadal próbował coś upolować, Tori siedziała w koncie i spała, a Tora postanowiła pozwiedzać nieco teren poza granicami watahy. Rozprostowałam tylne łapy, by zaraz potem wstać i zajrzeć do jaskiń kilku wilków. Nie byłam pewna gdzie się co znajdowało, więc zaraz po opatrzeniu rany pewnego szczeniaka, poszłam się przejść. Nie łatwo było w niektórych momentach odróżnić resztek zamarzającego śniegu i zmarzniętej ziemi od błota, więc już po kilku minutach moje łapy i dolna część ogona wraz z futrem na brzuchu były opryskane brudną wodą i kropkami z ziemi. Po drodze za najbliższym zapachem zebrałam kilka ziół, które przetrwały tą zmienną porę. Raz zimno, raz ciepło. Rośliny poszalały. Widziałam nawet kwitnącą dziką śliwę, obsypaną białymi kwiatami. Chociaż, może to była jakaś magiczna odmiana kwitnąca zimą? Od najbliższej jaskini dzieliła mnie mała przestrzeń, jednak mój nos napotkał zapach korzeni, których już dawno nie czułam. Spędziłam na kopaniu dziur jakieś dwie godziny, podczas gdy nadal od spodu zmarznięta ziemia, zdawała się zdzierać mi pazury. Nazbierałam sporą kupkę korzeni, które tak właściwie nie miałam pojęcia jak teraz wykorzystać bez dodatku innych ziół, które w zimie nie rosną. Westchnęłam patrząc w półmroku na wykopane korzenie, które stworzyły już niezły stosik. Przeciągnęłam się, wyciągając łapy do przodu, po czym wzięłam tyle korzeni ile mogłam do pyska, by zanieść je truchtem do jaskini, marszcząc nos od wyraźnego zapachu soków. Zrobiłam parę tur, zanim wszystko zaniosłam. Pod koniec pomógł mi Equel, który akurat wracał z dwoma królikami. Marne zdobycze, mimo iż zima i ten dziwny czas uśpiło prawie wszystko. Po pozbyciu się błota i trawy z fura i łap, pozostało mi tylko zjeść połowę królika, po czym czekać na następny dzień oraz przeprowadzkę, która miała za niedługo nadejść.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz