Velganos obudził się cudownie rześki - nie pamiętał, by o czymkolwiek śnił. Wyszedł z jaskini, mrużąc ślepia przed ostrym światłem dnia. Otrzepawszy futro ze zbędnego brudu i kurzu, ruszył przed siebie. Już dnia poprzedniego ułożył w głowie pewien plan - wiedział, dokąd pragnął się udać. Przyspieszył, zamieniając spokojny chód w rytmiczny trucht po śniegu - łapy wybijały miarowy rytm przy każdym uderzeniu o ziemię. Nie potrafił stąpać cicho, o nie. Nie był pieprzoną rusałką o bezszelestnym, niemalże niezauważalnym sposobie poruszania się. Zapewne każdy już z większej odległości wiedział, że idzie, że nadciąga. Że biegnie jak szalony tylko po to, żeby czuć wiatr na pysku. W poświacie różowiejącego nieba jego ciemna sierść wyraźnie błyszczała - niczym czarna perła, odbijająca w wodzie światło. Rozpędził się, przeskakując nad powalonym, blokującym drogę pniem drzewa.
Gdzież indziej mógł znaleźć interesujące go informacje, jak nie w Bibliotece? Zatrzymał się, dotarłszy na miejsce. Zadarł pysk. Nigdy przedtem tutaj nie był. Aż był ciekaw tego miejsca. Zdeterminowany i pełen przekory wszedł do środka. Ach, tak - pokaźna warstwa śniegu na jego grzbiecie i łapach. Zapomniał. Otrzepał się dopiero w środku, zrzucając cały ten zimowy majdan na posadzkę. Rozejrzał się. Wąskie szparki w jego bursztynowych ślepiach rozszerzyły się. Przeszedł parę metrów, zaciągnąwszy się chłodnym powietrzem. Zapewne nie zauważył ciągnących się za nim mokrych śladów.... No tak, ot, cały Velganos.
Pomieszczenie, w którym się znalazł tonęło w blasku lamp. Nawet przyjemnie. Wtem, usłyszawszy czyiś głos, nagle zastrzygł uchem. Przekręcił czarny łeb, wydobywając z gardła charakterystyczne, mrukliwe, głęboko osadzone w niskim dźwięku "hmmm". Otrzepawszy się znowu, potruchtał w tamtym kierunku. Ale jak się okazało - nie musiał iść daleko. Źródło interesującego go głosu było bliżej niż myślał. Wystarczyło tylko wychynąć zza odpowiedniego regału.
Velganos wyłonił się z otaczającego go półmroku, stanąwszy w odpowiedniej odległości od nieznajomego wilka. Wyraz jego pyska nie zdradzał żadnych emocji. Po prostu stał i patrzył, a dopiero po chwili stwierdził, że winien się zainteresować, skoro trafiło na niego - a nikogo więcej w pobliżu nie widział. A więc zatem zagadnął, poprosiwszy o pewną przysługę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz