11.01.2020

Od Midnight'a do Mazikeen

Hm- mruknąłem, spoglądając na moje rany, które o dziwo były zrośnięte. Zostały po nich tylko świeże ślady skóry. Nieźle, nareszcie coś złowię i zjem. Nic nie jadłem od dwóch tygodni oprócz tych ryb i roślin, więc to będzie dobra odmiana. Tylko kim ona jest, skąd tu się do cholery wzięła? Dlaczego mnie uleczyła? Jeszcze ta delikatna poświata elektryczności… Lepiej stąd pójdę, nie chce mi się tutaj ciągle leżeć, tylko żeby dnia nie było, nie mam ochoty dostać jeszcze czegoś od tego słońca. Trudno mi będzie znieść przejście przez promienie do mojej jaskini i złapanie czegokolwiek. I dlaczego ona tu ciągle stoi? Nie chce mi się mówić, dlaczego tutaj jestem i skąd są te rany, chociaż zapewne ona już się domyśliła. Przez tą zimę ciężko już o pożywienie, a co powiedzieć o bandażach, przez co walki z innymi na pewnych terenach jest częstsza i coraz trudniejsza. Tylko jak teraz się stąd wydostać, jak nawet nie pamiętam, jak tutaj trafiłem? Niepostrzeżenie rozejrzałem się wokół, ale nie znalazłem żadnego wyjścia z tej jaskini, też nie chce się zgubić i wyjść stąd po kilku dniach. Mogę też szybko zniknąć i śledzić ją, aż stąd wyjdzie. Moja niewidzialność powinna zadziałać po uleczeniu wszystkich ran, gorzej z utrzymaniem tego stanu. Wymaga on dość dużej ilości energii i koncentracji. No dobra, przydałoby się wstać i wyjść jakoś z tej sytuacji.
Dzięki- powiedziałem półszeptem i wstałem z grymasem ogromnego bólu w prawym skrzydle. Mimo że było zrośnięte, nie miałem siły nim ruszać, a co tu mówić o lataniu. Rany również, pomimo leczenia, bolały jak cholera. Chyba moje ciało nie zrozumiało jeszcze, że wszystko jest wyleczone przez tę dziwną waderę. Jeszcze ta poświata wokół niej sprawiała, że wszystko wyglądało inaczej albo to po prostu moja głowa odpoczywa po tej gorączce. Trudno mi powiedzieć w obecnym stanie, o co tutaj chodzi. Po prostu zadziałam tutaj, utrzymując żelazną twarz i zrobię tak, jak zaplanowałem. Jak nie dam rady, po prostu ukryje się w ciemnościach. Moje futro z łatwością maskuje się w mroku, przez co to nie możliwe, żeby mnie wykryć. Ona jednak mnie znalazła. Może wyczuła zapach krwi, może jest jakimś demonem, kto wie? Nie mam też czasu na szukanie innych sposobów ucieczki z tej sytuacji, trzeba będzie już zadziałać.
Spoko- odpowiedziała i poszła w drugą stronę, kompletnie nie przejmując się czymkolwiek. Zachowywała się, jakby ją nic nie ruszało, zero emocji. Ciekawe, zachowuje się, jakby nic się nie stało. Zdziwiło mnie to, ale postanowiłem to zachować dla siebie i nic się nie odzywać. Zaczęła iść w stronę szklanej półki i z łatwością podleciała w górę na wysokość kilku metrów, lądując na samą górę. Czas na realizacje mojego planu. Zrobiłem się niewidzialny i podszedłem w jej stronę, myśląc jakby tutaj wejść na jej pozycje. Nie będzie to łatwe, to z pewnością, ale jakoś dam radę. Zacząłem powoli ruszać skrzydłami. Wywołało to we mnie ogromny ból, ale nie zaprzestałem, tylko powoli począłem się wznosić do góry. Wadery już tam dawno nie było co dawało mi większe pole do działania. Podleciałem w stronę podestu i wylądowałem przeturlając się kilka metrów w głąb. Nie wiedziałem, że tak,mnie to wykończy, zatrzymałem się dopiero na skalnej ścianie. Uderzając, wydałem z siebie lekki jęk, zakryty przez pot, który spływał mi do pyska. Później się umyje, żeby zmyć z siebie ten pot i zaschłą krew i ropę. Pewnie śmierdzę teraz jakąś padlinę. Źle byłoby teraz doprowadzić do siebie jakiegoś niedźwiedzia czy cokolwiek innego z czym, w obecnym stanie, nie dałbym sobie rady. Jak coś, będę improwizował. Tylko teraz, gdzie ona się podziała? Zacząłem powoli iść, nie zrzucając z siebie mocy niewidzialności. Kroczyłem za tą tajemniczą aurą, którą za sobą zostawia. Wokół na ścianach wisiały lecznicze mchy, których używałem kiedyś do leczenia. Jakbym znalazł je wcześniej ,mógłbym sobie jakoś pomóc samemu, nie sprowadzając za sobą tej dziwnej osoby. Z moich rozmyślań wyrzuciło mnie zobaczenie, stojącej przy wyjściu z tej dziwnej jaskini, spotkanej wcześniej wadery. Patrzyła wprost na mnie swoimi pełnymi tajemniczości oczyma. To nie możliwe, żeby mnie zauważyła. Mało wilków potrafi wyczuć moją obecność w czasie trwania mojej mocy. Nie mam pojęcia, co zamierza w tym momencie zrobić. Do głowy jednak przyszedł mi jednak pewien plan, który mógł zadziałać. Zamierzałem z użyciem czarnej magii zrzucić jakiś głaz i odwrócić jej uwagę, dzięki czemu mógłbym z łatwością uciec z tej dziwnej sytuacji. Jak przemyślałem, tak zrobiłem. Zniszczyłem stalagmit zwisający z sufitu jaskini i przygotowałem się do ucieczki. A ona… Stała dalej niewzruszona niczym. Coraz bardziej zastanawiałem się, kim ona jest i jakimi mocami włada. Nagle za moimi plecami poczułem mocny powiew wiatru, który wytrącił mnie z równowagi i wylądowałem ciałem na zimnej powierzchni skalnej. Przy tym upadku poczułem, jak ostry ból przeszywa całe moje ciało i krzyknąłem, nie wytrzymując mocy z jaką dotknął on każdą partię moich mięśni. Dlaczego, jak, co to było?
Ups, czyżby coś cię zabolało?-powiedziała z szyderczym uśmiechem i zaśmiała się po cichu.- Cały twój plan śledzenia mnie do wyjścia i ucieczki nie wyszedł, chociaż całkiem nieźle jak na kogoś takiego i nie mów nic, i tak wszystko już wiem.-dopowiedziała dalej z tym nieznośnym uśmiechem, od którego zaczęło mi się nawet źle robić w środku. Wiedziałem, że nic już nie zdziałam więcej, jak potrafi mnie wyczuć i użyć magii wobec mnie. To byłby zbyt problematyczny przeciwnik do walki, na pewno nie do pokonania w tym stanie.
A więc-odpowiedziałem powoli wstając, nie zważając na zdwojony ból i skurcz w prawej łapie i zapytałem z powagą.
-Dlaczego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz