Czułem się jakby serce miało mi zaraz wyrwać się z piersi. Słyszałem jak krew uderza o ścianki tętnic, szumiąc ogłuszająco. Puls mogłem wyczuć nawet w gałkach ocznych, można by powiedzieć, że go widziałem – obraz w środku pola widzenia ścieśniał się rytmicznie, nabierając w nielicznych punktach specyficznej czarno-kolorowej barwy.
Nie jestem pewny, ale chyba skrzydlata wadera rozmawiała z tygrysem. Nie wiedziałem o czym mówiła, słowa nie przebijały się przez szum w moich uszach. Chyba zwracała się do mnie, ale nie dam sobie głowy uciąć. Jej wyraz twarzy wcale nie wskazywał negatywnych emocji, toteż byłem strasznie zmieszany. Przed paroma sekundami byłem pewny, że to moje ostatnie chwile życia. Może jednak uda mi się przeżyć. Może jednak powinienem się trochę skupić na tym co mówi.
– …jestem. A to Rayla, ale do niej nie przywiązuj zbyt dużej wagi. – Usłyszałem.
Czyli ten wielki tygrys to Rayla? Naprawdę co to za czasy, żeby nazywać agresywne bestie normalnymi imionami. Przecież takie powinny siedzieć w klatkach i być wypuszczane tylko kiedy jakiś heros chce się z nimi zmierzyć by udowodnić swoją siłę.
Dopiero po chwili zdałem sobię sprawę że wadera patrzy na mnie wyczekująco. Ah, tak, muszę się przedstawić.
– Tobias – powiedziałem z trudem, cudem się nie zająkając.
<Shira? Nie bij>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz