27.01.2020

Od Lii ~ przeprowadzka

Ostatni dzień


- Albowiem już prawie jesteśmy! Tak rzecze Pan! - zawołałam, gdy ogarnęłam, iż jesteśmy już bardzo blisko celu. Poza tym. Mapa mówiła sama za siebie. Krąg był coraz bliżej. jeszcze tylko.... kilka... kilkanaście.... eeeee... więcej niż to kilometrów i możemy być spokojni! No, prawie.
- Zamknij się, spłoszysz wszystko co żyje w odległości kilku mil - Usłyszałam marudny ton Nitaena, który zaraz szybko odszedł, krokiem mówiącym: nie obchodzi mnie to, oraz lizakiem w pysku. Westchnęłam tylko rozglądając się po wilkach
- No, to kto nie jest zmęczony? - zawołałam wesołym tonem. Widząc ponure spojrzenia, cmoknęłam tylko z dezaprobatą - No, no! Dajcie spokój! No, macie szansę sobie trochę pochodzić przed snem! - tym razem niektórzy nieco się nawet wycofali. Przekrzywiłam głowę na bok, po czym uznałam, że w sumie mogę wysłać na zwiady Crystal.
To było w sumie do przewidzenia. Gdy tylko chciałam pójść spać, nawiedziła mnie dwójka bogów, którzy najwyraźniej kochali uprzykrzać mi życie. Tym razem jednak, zamiast Heorona, wraz z Kasidi przyszła Aurora. Wzdrygnęłam się. O ile z boginią światła dało się jeszcze jako tako dyskutować, to jeśli chodzi o tą od wszechświata, była strasznie sztywna. Jak już to tylko konkrety. Poza tym... irytowały mnie jej ZBYT białe zęby. Serio. Nie wiem jakiego domestosa wybielacza stosuje, jednak powinna przestać. Działały jak odblaski, pomimo tak beznadziejnego światła jak w półmroku przy zachodzącym - już zaszłym słońcu.
- Jutro gdzieś około południa, jeśli utrzymacie tempo powinniście być już na miejscu - odezwała się Aurora. Druga bogini siedziała w cieniu tej pierwszej, w ogóle się nie odzywając.
- A wraz z lekkimi opóźnieniami? - spytałam na wpół ironicznie
- Możliwe że pod wieczór. Jednak jutro na pewno będziecie na miejscu. Tam was ktoś oprowadzi.
- O, pocieszające. Przynajmniej tyle nam daliście. Przewodnika. - Światła wokół Kasidi zaczęły dziwnie świecić, jakby niepokojąco połyskiwać. Mogłam teraz liczyć na zamianę w proch albo węże. Tak. Węże. Aurora lubiła węże. Chociaż to raczej nienawiść do węży, dlatego zamieniała wszystkich którzy jej zaszli za skórę w te beznożne stworzenia. Tak szczerze nie miałam ochoty im się kłaniać. W sensie bogom. Nagle uznali, że: Hej! Właśnie umieramy, czy moglibyście ruszyć swoje cztery litery i w środku zimy ruszyć na podróż życia, żeby na nowych terenach składać nam ofiary? Dzięki!
Nie, to nie była pocieszająca wizja. A teraz jeszcze zdawali się zadowoleni z faktu, iż są tacy wspaniałomyślni i ułatwią nam to mapą oraz przewodnikiem. Chwała bogom! Ale nie, nie zamieniłam się w węża.
- Nie spodziewajcie się jakiegoś typowego wilka lub ducha przewodnika - odparła Aurora, ignorując moja uwagę - nie będzie to też żaden mityczny stwór. Gdy już się osiedlicie, przestaniemy was nawiedzać, jednak do tej pory będziemy przekazywać wskazówki i się z wami porozumiewać.
- Chcecie stworzyć królestwo na własnych zasadach - mruknęłam patrząc z ,,aha?" miną na boginię, z lekko przymkniętymi oczami. - Rozumiem. Właśnie zeszliście by zmarnować mój czas, swój czas, i nie wnieść nic pożytecznego. Gratuluję. - może serio zamgliło wam mózgi. Dodałam po chwili, jednak już w myślach. Potrafiłam wyczuć, iż dwie samice są i tak nieźle wkurzone, jednak gdyby teraz mnie zabiły, prawdopodobnie wywołałyby nieco zamieszania. Dużo zamieszania. To raczej nie byłoby na ich korzyść.
- Tak więc, dobranoc! - uśmiechnęłam się, po czym zrobiłam w tył zwrot, idąc w stronę obozu watahy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz