12.01.2020

Od Kagekao

Dziś znowu na śniadanie były wysuszone konserwy. Ostatnimi czasy rzadkością było natknięcie się na jakąkolwiek, nawet najpospolitszą, zwierzynę łowną. Wróble pokryły się gdzieś w cieplejszych miejscach, zające w swoich norach, a więksi roślinożercy zapewne wyemigrowali gdzieś, gdzie jest więcej pokarmu. Chociaż możliwy jest również scenariusz, że cała zwierzyna została zmuszona do opuszczenia naszych terenów, bo jakiś wilk, który wcale nie jest moim synem, wyjadł całą zdatną do jedzenia trawę.
Wyżej wspomniany roślinożerny osobnik w chwili obecnej spał w kącie jaskini, mimo że był już środek dnia. Reszta moich dzieci od dawna już pracowała, w przeciwieństwie do tej śmierdzącej kupy futra. Od kiedy zwierzyny zaczęło brakować Ren przestał przychodzić na polowania, a nawet i nie chciał w jakikolwiek sposób zrekompensować niedoboru ruchu. Tylko leży i gnije, żerując na nas jak pasożyt. Jeżeli nie wstanie do szczytu słońca to mnie chyba jasny szlag trafi.

Nie wstał. Jak ja go zaraz trzepnę to ciekawe czy będzie taki chętny do długiego spania.
– Wstawaj gnoju. – Podszedłem do niego, specjalnie unosząc głos i stawiając kroki cięższe niż zazwyczaj. – Oczy ci jeszcze nie zgniły? – Dodałem.
– Wyjdź. – Odpowiedział mruknięciem.
– Śpisz od wczorajszego popołudnia – Wytknąłem. – Słońce już szczytuje.
– Wyyjdź – powtórzył się.
– Wyjść z tej jaskini to ty powinieneś półtora roku temu i nie wrócić – odburknąłem. – Stary pryk a jeszcze z rodzicami mieszka! Babę byś se mógł znaleźć a nie ciągle na rodzicach żerujesz. Nawet sam nie polujesz! – powiedziałem z wyrzutem.
– Wyyyjdź.
– Płyta ci się zacięła? – Uniosłem brew. – Nie rozkazuj swojemu ojcu bo jeść nie dostaniesz.
– Przecież sam mogę sobie zapolować. – Synulek najpewniej nie przewidział jak bardzo taka odzywka może zdenerwować jego ojca.

Po tym, gdy wygnałem swojego syna z jaskini, poszedłem na spacer żeby dać ulżyć emocjom. Niepotrzebnie zdenerwowałem się na tego darmozjada. Chciałbym mieć teraz jakąś zwierzynę do rozszarpania, chociażby takiego drobnego królika albo niewielkiego wróbla. Mimo że nie są zbyt duże, takie zwierzątka mają jedną zaletę – można nimi pomiatać niczym szmatą. To jest takie uzależniające. Uwielbiam gdy jeszcze żywe próbują się wyrwać, tylko pogarszając swoją sytuację. Albo to, gdy czujesz jak siła dośrodkowa usiłuje wydostać zająca z mojej paszczy, mocniej nabijając jego ciałko na moje kły.
Kątem oka zauważyłem ruch w dużej odległości ode mnie. Przyszło mi do głowy, że mógłby być to królik. A raczej miałem nadzieje, że będzie to królik. Naprawdę zgłodniałem od samego myśleniu o szarpaniu zwierzyną. Zwolniłem, uważając od chwili obecnej na kroki. Skierowałem się w tamtą stronę. Rzeczywiście, coś się tam ruszało. Nie był to jednak tłuściutki zając, a krępa wadera, której nie widziałem nigdy wcześniej. Samotnica? Może nie wygląda zbyt niebezpiecznie, ale zawsze może okazać się, że nie ma najlepszych zamiarów.
- Zgubiłaś się? – zapytałem wychodząc z krzaków.

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz