22.01.2020

Od Eve - Dzień dobry Eve!

Obudziła mnie jakaś wadera która przyszła z sześcioma miseczkami z jedzeniem. Pięć z nich były lekko różowawe, a piąta była bardziej zielona. Podała mi zielonawą mieszankę, po czym podeszła do pięciu koszyków i wyciągnęła z nich zaspane szczenięta, które dopiero teraz dowiedziały się o mojej obecności. Lekko się uśmiechnęłam i zaczęłam jeść, co po chwili rówieśnicy postanowili zrobić to samo. Gdy zjadłam i się oblizałam, usiadłam i przyglądałam się waderze. Miała lekko różowawe futerko z  gdzieniegdzie ciemnymi miejscami (np. na łapkach). Wilczyca zauważyła moje zainteresowanie uśmiechnęła się i przysiadła się bliżej mnie.

-Witaj Eve, my się jeszcze nie znamy. Nazywam się Rose i jestem medykiem, a tymczasowo opiekuję się szczeniętami. Jak się czujesz? Długo szłaś sama? - spytała z widoczną troską

-Dziękuję, dobrze. Wędrowałam od około dwóch miesięcy. - starałam uśmiechnąć się jak najbardziej przekonująco, ponieważ po przebudzeniu odczułam na sobie ból wszystkich mięśni. Nic dziwnego, nieraz musiałam uciekać przed różnymi stworzeniami, czy też innymi wilkami. Raz nawet rozcięłam sobie łapę. Prawdopodobnie rana mi trochę przemarzła, ale od tygodnia nie było po niej śladu i nie odczuwałam jej obecności. Widocznie moja znajomość na ziołach wystarczyła by ją wyleczyć. 

-Jesteś bardzo silna, mimo wszystko dodam do twojego pożywienia trochę ziół na wzmocnienie... Czy jesteś w stanie iść cały dzień?- chwilę myślałam. Dzisiaj mój organizm stwierdził iż przypomni o fakcie swojej śmiertelności. Przekalkulowałam sobie wielkość wilków i średnią długość ich kroków. Wyszło mi, że musiałabym chodzić minimum dwa razy szybciej niż inni. Postanowiłam zaryzykować

-nie jestem tego pewna, mimo wszystko nie chcę nikogo obciążać  i pójdę sama. - powiedziałam z nutką determinacji w głosie. Rose skinęła głową ze zrozumieniem, zerknęła na inne szczenięta, które rozmawiały między sobą i co jakiś czas się kąsały. Po chwili dodała

-Jak poczujesz się słabiej, to nie krępuj się i podejdź do mnie. - skinęłam głową na znak zrozumienia po czym się spytałam

-o której ruszamy? - wadera zerknęła na słońce, po czym stwierdziła

-Za dziesięć minut- po czym pozbierała miski i wyszła. Skorzystałam z okazji i rozejrzałam się po grocie poszukując Lux. Nie znalazłam jej, więc wyszłam na zewnątrz. Gdy moje łapy dotknęły śniegu, który sięgał mi po łokcie poczułam ulgę. Ból jakby odpuścił. Po kilku minutach usłyszałam Lux

-Już nie śpisz? To dobrze! Nie uwierzysz czego się dowiedziałam o tych wilkach! Jakie one są  ciekawe...- i coś tam zaczęła opowiadać, siedziała na mojej głowie, a ja zaczęłam iść z watahą. Cały czas miałam w zasięgu wzroku miłą medyczkę, która co jakiś czas zerkała na mnie z troską, by za każdym razem zobaczyć miły uśmiech i odpowiedzieć mi tym samym. Mam nadzieję, że niedługo dojdziemy na odpowiednie miejsce. -pomyślałam i skupiłam się na drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz