31.01.2020

Od Tibii c.d. Ren

Szum liści. Wszędzie. Dookoła. Słyszałam szum liści.
Rozejrzałam się. Czerwone, pomarańczowe i brązowe liście latały w powietrzu. Jesień?
Wyczułam królika. Co z tego?
Gryzoń skakał wśród liści i drzew. Co miałam zrobić?
Usłyszałam znajomy głos.
'' Przygotuj się. '' 
Nie dałam rady się odwrócić, żeby spojrzeć na twarz wilka.
Głos jednak pamiętałam doskonale. To był Six.
'' Zakradnij się. Wyczuj moment i złap go. '' 
Stałam w miejscu. Jak wryta. Tak bardzo tęskniłam.
Za kim? Przebywałam z tym basiorem nie cały dzień. Zdążyłam i tak mu sprawić pamiątkę na całe życie.
'' Napisz o tym książkę. Chętnie ją spalę. '' 
Drżałam. Żałuję każdego słowa.
'' Ja za to chętnie zdzieliłbym cię nią po łbie. ''
Chciałam płakać. Nie mogłam.
'' Nie zawsze podpasuje godzinka, a trzeba przecież ułożyć futerko przed wyjściem z jaskini, prawda? '' 
Jaka ja byłam naiwna.
'' Mówisz o mnie?''
Przepraszam.
'' Wyglądam na takiego?'' 
Chcę cofnąć czas.
'' Akurat, jeśli chodzi o polowania, jestem ZAWSZE pierwszy. ''
Chcę zmądrzeć.
'' Z A W S Z E. '' 
Tak bardzo mi wstyd.
Gdyby nie to, że nie umiałam polować, dawno wykonałabym jego polecenie.
- Nie umiem. - odpowiedziałam dawnym, trochę młodszym głosem niż teraz.
- Każdy wilk umie. - nie był to już on. Trochę mroczniejszy i niższy głos basiora przyprawił mnie o gęsią skórkę. Nie powiedziałby tak.
Wiatr szumiał mocniej. Dalej w krzakach coś szeleściło. Głośny tupot i sapanie samo za siebie mówiło, że stworzenie jest ogromne i niebezpieczne. Teraz to zauważyłam.
Kilka miesięcy temu nie zastanawiałam się nad konsekwencjami swojej naiwności. Pamiętam ten dzień.
Dzień, w którym sprawiłam Sixowi największą przykrość, jaką kiedykolwiek doświadczył.
- W takim razie nie jestem wilkiem. 
'' Czasami odpuszczasz. '' 
Six był wspaniałym dowódcą i nauczycielem. Nigdy nie odpuszczał.
'' Przykład? '' 
Teraz to wiem.
'' Nie było takiego. ''
Nie chciałam tego widzieć.
'' Ale będzie. ''
To moja wina.
'' Nie wydaje mi się.'' 
Tylko ci się wydawało.
'' Chciałabyś.'' 
Żeby to się nie wydarzyło.
'' Zakład?'' 
Wróć.
'' Żebyś się na tym nie przejechał. '' 
Żałuję.
'' Potrafię! Sama ci pokażę!'' 
Jaka ja byłam głupia.
'' TIA, ZOSTAW GO! JUŻ!''
Przepraszam.
'' NIE ATAKUJ!'' 
Nie chciałam.
'' TIA, DO CHOLERY, UCIEKAJ OD NIEGO! SPÓJRZ NA MNIE!''
Wybacz mi.


...



Żałuję. 






...







Wróć. 






...





Proszę. 





...



Obraz zmienił się na ciemny. Noc. Całą noc spędziłam przy umierającym basiorze?
Bądź co bądź przeżył. Zaniosłam go do medyka.
Dlaczego odszedł?
Bo byłam za głupia, żeby go posłuchać.
Wpatrywałam się w jego oczodół.
Ile bym dała, żeby chociaż raz go przytulić.
Coraz więcej krwi. Zapach świeżego mięsa unosił się prawdopodobnie wszędzie. Cudem żadne większe drapieżniki nie skusiły się na zaproszenie.
Ile bym dała, żeby wrócił.
Oddychał. Płytko, ale wciąż oddychał. Był oszołomiony. Ja też.
Bestia wciąż stała w miejscu. Sapała jak tur. Po jej rogu spływała krew dowódcy. Skąd wiem, że był dowódcą polowań? Obiło mi się o uszy.



...




'' T-Tia... '' 



...



Ile bym dała, żeby mi wybaczył. 





...




Ciemność.


...


Poczułam przeraźliwy ból czaszki, co mnie zdecydowanie wybudziło ze snu.
Bolało. Cholernie bolało.
- Żyjesz? - usłyszałam głos Rena. Otworzyłam powoli oczy a ból przeszył całe moje ciało. No i dobrze mi tak.
- Jeszcze. - powoli podniosłam łeb. - Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- Nie chcę się ciebie pozbywać. - usłyszałam cichy chlupot wody. Pająk wpadł do wody?
Podniosłam się. Trochę chwiejnie. Mroczki zaczęły chodzić po moim wzroku i całkowicie zamazały mi pole widzenia. Potem osłabły mi mięśnie. Padłam na wilka.
Cholera.
- Wszystko dobrze? Zanieść cię do wody, żebyś się napiła? - jego głos był... Spokojny. Zatroskany.
Odczekałam jeszcze chwilę, aż będę mogła widzieć.
- Nie, dam sobie radę. - gdybym spotkała Rena jeszcze kilka miesięcy temu, to odpowiedziałabym mu inaczej.
Bardziej... Przyjaźnie.
Podniosłam się z niego. Spojrzałam na bajorko. Pająk usiłował wynieść się z wody, ale kamienie były za wysokie, żeby się wspiął.
Śniadanie.
Podeszłam do niego i chwyciłam szybko w zęby. Nie był ogromny i wystarczył mi na jeden kęs.
Przynajmniej coś zjadłam.
Ziewnęłam, a basior się podniósł i przeciągnął.
Spojrzałam na wyjście z jaskini. Las pokryty śniegiem. Może już nie tak bardzo.
Muszę go odnaleźć.
Przynajmniej zobaczyć.
Co z Renem? Nie zostawię go samego w jaskini. Tym bardziej nie powiem mu, gdzie zmierzam. Jeśli go już nie ma? Jeżeli zmarł po drodze, albo już znajduje się na terenach innej watahy?
Co jeżeli...
Przełknęłam ślinę.
Założył już rodzinę?
O co mi chodzi?
Czemu się tego obawiam?
Był moim mentorem.
Tylko dlaczego dopiero po wypadku zaczęłam go szanować.
Bo poświęcił dla mnie życie.
Mimo, że mu się odgryzałam, byłam chamska i dziecinna.
Zaburczało mi cicho w brzuchu, ale echo w jaskini przeobraziło to w pomruk. Ren na moje nieszczęście nie jest głuchy.
- Jesteś głodna? Może przynieść ci więcej pająków? - zapytał patrząc się na mnie.
- Nie. - świsnęłam krótko. Chciałam spróbować zapolować.
W lesie było dość jasno. Ren towarzyszył mi w poszukiwaniu ofiary. Pusto.
- Do cholery, jeszcze nigdy nie było tak opustoszale w lasach.
- Co masz na myśli? - odwróciłam łeb w stronę basiora. - Zwierzyna uciekła?
- Nigdy nie uciekała... - spojrzał w ziemię.
To była moja jedyna szansa, żeby nauczyć się polować. Całe szczęście wilk nie dopytywał się, dlaczego nagle zechciałam ruszyć leniwe cztery litery z mojej kochanej jaskini.
Muszę sprowadzić Sixa spowrotem.

Szukaliśmy do wieczora. Bez skutku. Do cholery, gdzie się podziały zwierzęta?
Co teraz? Brak zwierzyny = brak jedzenia = głodówka = wychudzenie = śmierć. Pozostały mi pająki, które i tak mi powoli wymierają.
Super.


<Reeeniś ~ ? >





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz