Poświęcenie, zamarzanie. Cała grupa w prochu. Bez godnego pochówku. Ich Bożkowie już dawno zapomnieni, poznikali, nic za sobą nie zostawiając. Po wyjaśnieniu różnych rzeczy, Tsumi dowiedziała się, iż na nowe tereny, czyli na te, na których się znajduje, kieruje się wataha oczekująca na dobre powitanie, a ona ma robić za przewodnika. Dwa stwory które były jej przydzielone, miały od teraz robić za jej opiekunów... wadera nie chciała być dłużej w tym dole. Popatrzyła ostatni raz na stare drzewo, po czym, za pomocą Arietesa, została postawiona kilka kilometrów dalej, przed starym pałacem. Tamashi był już na miejscu. Najprawdopodobniej przemieszczał się jako inna materia. Śnieg powoli sypał, tworząc dziwny, bajeczny krajobraz. Samica nadal nie mogła chodzić, więc podróżowała na grzbietach swoich towarzyszy. Jej oczy, znad rudawego futra, zlustrowały cały budynek
- Jest w dobrym stanie - powiedziała w końcu, patrząc na to wszystko. Powoli zaczęła przypominać sobie szczegóły swojego poprzedniego życia w całości, idąc obrazem pamięci po starych, zielonych, bujnych terenach, pełnych świetlików i wielkich, bagiennych lasów. Wstrząsnęła głową z zamkniętymi oczami, by odegnać od siebie aktualne myśli, po czym znów spojrzała na pałac. Był w nienaruszonym stanie. Tutaj pewnie jeszcze żyła magia jej pierwotnych bożków. Ciekawe tylko, jak było wewnątrz? Był utrzymany dobry stan? Bez żadnego kurzu i pajęczyn oraz popękanych ścian? Samica wtuliła głowę w sierść rudawego stworzenia, unosząc wzrok do góry - Możemy sprawdzić starą świątynię? - spytała, patrząc na otwór w skałach po jej prawej stronie, obok pałacu. Była ciekawa, czy tam też jeszcze była siła jej bogów, utrzymująca całość bez naruszenia jakiejkolwiek części. Myliła się. Gdy tylko łapy Arietesa uderzyły o piasek we wnętrzu jaskini, od razu można było zauważyć brakujące części budynku. Wyglądały trochę jak ruina. Tsumi ogarnęła wzrokiem całą konstrukcję. Podeszłaby tam lub podleciała, jednak jej ciało nadal nie potrafiło samo ustać, pomimo dokarmiana jej specjalnymi ziołami. Jej mięśnie prawie całkowicie zanikły. Widząc jej wzrok, Tamashi, do tej pory milczący, postanowił się odezwać
- Sprawdziłem te tereny, kiedy jeszcze byłaś w hibernacji - powiedział, a jego głos rozniósł się po całej jaskini, zagłuszając odgłos spadającej wody - budynek jest sprawny. Nie zawali się, jest dobrze skonstruowany. Te braki w niektórych miejscach, są pewnie robotą smoków - samica popatrzyła na niego, kiwnęła głową na dziękuję, po czym wyszeptała do swojego aktualnego przewoźnika prośbę, by udali się do pałacu pozwiedzać. Nigdy tam nie była. Pomimo iż jej ojciec często tam chodził po zioła lub do przywódcy grupy po poradę, lub zanieść jakieś wieści, ona nigdy nie postawiła tam nawet łapy. Widziała tylko cały budynek z daleka. Wiedziała również o jaskini znajdującej się za wodospadem, jednak tego wszystkiego nie widziała na własne oczy. Zawsze spędzała czas w starym lesie, lub przy szamanie na górskiej polanie, który uczył ją o ziołach które tam rosły. Poza tym.. ile to było czasu? 2 miesiące? Podczas pierwszego, spędzała cały czas przy matce. Drugi miesiąc już zaczęła się interesować zielarstwem. Nie cały trzeci - spędzała więcej czasu z szamanem, jednak nie dane jej było rozwinąć swoich umiejętności przez napaść smoków. I tak zaczęło się zwiedzanie. Główna brama, wschodnia brama, stołówka, główny dziedziniec, salki, sala przyjęć, biblioteka z wieloma księgami. wielki globus, lochy, ogród, sklepiki z ziołami. Wszystko w idealnym stanie, bez naruszenia, jakby było wszystko na bieżąco sprzątane. Potem już tylko reszta. Łąka, lasy i...
- Stare drzewo! - krzyknęła zadowolona Tsumi, gdy ujrzała ośnieżoną koronę - Jeszcze żyje! Nie
uschło! - ucieszyła się, podczas gdy napłynęła na nią fala nostalgii. Często tu przebywała, ucząc się o właściwościach i dziwnej sile mieszkającym w starym pniu. Chciała jeszcze tylko odwiedzić starą kapliczkę za skałami obok wodospadu niedźwiedziego, jednak tam też nic nie zostało, poza białymi ruinami, szczątkami, które już zdążyły obrosnąć mchem. Tu kiedyś znajdowała się kapliczka, specjalnie poświęcona bogom natury. To miejsce nie zmieniło się prawie wcale. Ta sama, uspakajająca atmosfera, miły zapach i jeszcze nie zamarznięta, szumiąca woda. Jedyną zmianą były ruiny, a nie pełnoprawna kapliczka, przypominająca altankę.
- Jest jeszcze jakieś miejsce, gdzie chciałabyś pójść? - spytał Arietes, przekrzywiając lekko głowę, by dojrzeć samicę na swoim karku. Tsumi zastanawiała się chwilę, po czym spojrzała w błękitne, zimowe niebo w zamyśleniu.
- Świątynia - odparła po chwili - na dzisiaj tylko tyle.
- Świątynia jest kawał drogi stąd. Na pewno?
- Tak.... przy okazji przejdziemy kilka terenów. - Świątynia była cicha. Zadbana, jednak zioła i naczynia na składanie ofiar były.... no, nie było ich. Zioła już dawno zwietrzałe, pewnie popłynęły z nurtem rzeki. Miedziane naczynia (miseczki) na składanie ofiar, również pewnie już od dawna zniknęły pod wodą. Arietes był zbyt wielki by głowa samicy nie ocierała się o kamień u góry, więc ta ześlizgnęła się z jego grzbietu, gdy popielate podbrzusze zetknęło się z gładkim kamieniem na dole. Wadera chwiejnym krokiem poszła w stronę świątyni. Przykucnęła przed małą, kamienną rzeźbą, próbując wyczuć już od dawna zwietrzałą woń kadzidełek i ziół. Rozpoznała rosnące przed tym kwiatki, a raczej uschnięte łodygi, które na wiosnę zostaną zmiecione przez wiatr, by na ich miejscu wyrosły nowe, młode kwiaty. Samica uniosła wzrok przekręcając głowę w prawo, by przez chwilę wpatrywać się w spadający wodospad. Po chwili wstała z wahaniem i z małą pomocą wdrapała się znowu na grzbiet swojego opiekuna.
Następne dni niczym się szczególnym nie wyróżniały. Samica patrolowała tereny, czując iż szepty jej starych bogów, zaczynają od nowa ożywać. Czuła ich obecność, która najwięcej udzielała się w starych lasach i bagnach oraz kapliczkach. Jej siły powoli wracały do tego stopnia, iż mogła przebiec mały dystans bez wywrócenia się. Dosłownie, bardzo mały dystans. No, ale przecież miała robić za przewodnika, a po tym dniu, minęło już nieco czasu.
- Ja... nie jestem pewna - mówiła, patrząc w posadzkę, jakby ta była wyjątkowo ciekawa.
- Miałabyś szansę na kolejne życie, tylko że tym razem z inną watahą. Co ci szkodzi? - mówiła szaro-biała, skrzydlata wadera siedząca przed nią w sali przyjęć, na złotym okręgu. Tsumi nie odzywała się, czując jak w jej gardle zaczyna tworzyć się gula. Nie miała ochoty na to odpowiadać.
- To wymaga czasu. Oswojenie się z nowym otoczeniem. Na razie zostaniemy w watasze, wątpię, by Tsumi opuściła tereny, z których się pierwotnie wywodzi. Potem powiemy co z tym zrobić - odezwał się Arietes, siedzący za szczeniakiem. Alpha westchnęła, zamknęła na chwilę oczy by pomyśleć, po czym wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z białym smokiem, siedzącym obok niej.
- Który z was jest bardziej rozmowny? W sensie, z którym mogę na coś się naradzić - odezwała się w końcu, patrząc to na Tamashi'ego, to na Arietesa. Z racji tego, iż biało-szary stwór nie odezwał się, tylko wlepił w nią swoje spojrzenie, odpowiedź była jasna - Ech, no dobra. O ile dobrze wiem, nazywasz się Arietes prawda? - spytała, patrząc na rudawo-popielatego stwora z maską - Możemy porozmawiać? W tym czasie - tu zwróciła się do poprzedniego, małomównego stworzenia - weź swoją towarzyszkę, i zapoznaj ją z innymi szczeniakami i opiekunami. - Po tych słowach, oddaliła się wraz z wielkim stworem i smokiem gdzieś do innej komnaty, podczas gdy Tsumi została z Tamashim, i palącym jej wnętrzności niepokojem.