Vergil
W czasie podróży przez las, spotykałem kolejne wilki. Zupełnie mi nieznane. I dobrze. Im mniej znajomych, tym lepiej. Wystarczy, że pod łapami pałętał mi się ten dzieciak szczęścia, Mateo czy inny ciul. Wszystko jedno. Irytował mnie i tylko to się liczyło.
Wtem z moich myśli o zniszczeniu świata i jego wszystkich istot swoim urokiem osobistym, wyrwał mnie huko - szum oraz błyszczący cosiek, z gracją sunący po niebie. Chociaż nie wiem, czy OGROMNE JAJKO może się sunąć z gracją. Prewencyjnie schowałem się za drzewem, skąd obserwowałem, jak obiekt spada na ziemię, wzbijając w powietrze tony śniegu i ziemi. Mimo, że nie chciałem, musiałem to sprawdzić. A co jak tam jest coś cennego?
Pobiegłem więc ile sił w swoim chudym ciele na miejsce katastrofy. Trochę to zajęło, ale na szczęście, jajka nie dało się przeoczyć. Nie mówię już o rozmiarach, które były imponujące. Skorupka była pokryta jakimiś kolorowymi malowidłami. Inni zwali to bodajże pisanką. Dla mnie to jednak był efekt podania jednorożcowi środka przeczyszczającego i pozwolenie mu na odwiedzenie fermy kurczaków. Cokolwiek by to nie było, nie brzmiało zachęcająco. W żadnym stopniu.
Zdyszany, zatrzymałem się na skraju krateru, łapiąc powietrze w obolałe płuca. Muszę ponownie zacząć ćwiczyć, a nie obżerać się jak pan i władca.
Ujrzałem kątem oka ruch. Ktoś również tu był i chciał sprawdzić MOJE jajko. Warknąłem głucho, w kilku skokach znalazłem się na dnie i położyłem łapę na skorupie, w tym samym momencie, gdy zrobił to basior. Zmierzyłem go wzrokiem pełnym furii. Był dziwny, taki niestabilny. Co jakiś czas znikał czy mrygał. W dodatku prawie w ogóle nie oddychał. O borzu wszechszumiący, dlaczego ja zawsze trafiam na takich przedstawicieli wilczej rasy?
- Moje. - Powiedziałem jedynie, prostując ogon. Basior przechylił łeb na bok, dociskając mocniej jajko. Te zaczęło się niebezpiecznie osuwać. Zignorowaliśmy to jednak - byliśmy zbyt zajęci walką o pisankę niż tym, co się z nią dzieje.
- Nie. Byłem pierwszy. - Usłyszałem w odpowiedzi. Po kręgosłupie przeszedł mi dreszcz, kiedy usłyszałem jego elektroniczny głos. Cholera, co to jest?
- Wcale, że nie!
- Wcale, że tak.
- Nie-e!
- Tak!
- Czekaj. - Opuściłem spojrzenie na nasze łapy. Były o wiele niżej niż wcześniej. Nieubłaganie zsuwały się do bezdennego krateru, który lśnił wszystkimi kolorami tęczy. Ta barwność przeraziła mnie bardziej niż możliwość upadku.
- Przechodzę w stan czuwania..- Mruknął wilk, a jego oczy stały się liniami kodu. W dodatku zaczął piszczeć jak maszyna. Co za..!
- Ruszaj swoje pika - dupsko, bo zlecimy obaj! - Krzyknąłem, próbując wskoczyć po zwałach ziemi na bezpieczny brzeg. Nic z tego. Na każdy mój krok, zsuwałem się o dwa w dół. Po krótkiej chwili, znaleźliśmy się już na skraju przepaści. Dopiero wtedy basior zamrugał i złapał się łapami ściany. Jego łapy już dyndały w powietrzu.
- Co to ma znaczyć?
- Nie wiem, cholera, ziemia nas pożera! - Próbowałem z całych sił wrócić na stabilne podłoże. Jednak złość oraz irytacja nie pozwalała mi myśleć.
- Ziemia to planeta, nie żywi się wilkami. - Skomentował racjonalnie pika - dupek. Rzuciłem się na niego w pierwszym odruchu, nie przewidując faktu, że w tym czasie basior zniknie. Zacząłem spadać. Nieznajomy zerknął na mnie przez bark ze zdziwieniem na pysku.
- Ty ciulu! - Mój głos rózniósł się echem po kominie. Dna nie było widać, a ja spadałem coraz szybciej. Wtedy zobaczyłem chyba najgłupszą rzecz w moim życiu - idiota się puścił. Ale nie z jakąś waderą, basiorem, kto go tam wie. Po prostu zaczął spadać razem ze mną. Szybko się zrównaliśmy. Posłałem mu spojrzenie pełne nienawiści. Gdzie się jeszcze tacy idioci uchowali, to ja nawet nie.
- Chciałem dotrzymać ci towarzystwa. - Odpowiedział na moje nieme pytanie, a mi nie zostało nic innego, jak liczyć na to, że zginę od siły upadku. Borzu, dlaczego ja zawsze trafiam na takich idiotów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz