13.03.2018

Od Meetou do Shella

Pożegnałam się z Rose i wyszłam z jej jaskini. Zioła na ból brzucha w połączeniu z ciepłym światłem słońca i łagodnym wietrzykiem sprawiały, że chciało się żyć. Zaczęłam śpiewać sobie coś pod nosem, pomagając ptakom w zaświergotaniu świata na śmierć. Jaki piękny był ten dzień!
Nagle poczułam chłód. Melodia się urwała. Przede mną stał wielki, nieznajomy basior. Na pewno nie należał do watahy. Emanował czymś podejrzanym, poza tym wydawał się jakiś... nienaturalny?
Osoba ostrożna w tej chwili wycofałaby się cichaczem i zawiadomiła wyżej postawione wilki o dziwnym przybyszu, na wypadek, gdyby miał okazać się niebezpieczny. Ktoś mądry pewnie zacząłby sobie układać w myślach plan na wypadek konfrontacji. Ja, jak widać, nie mam chyba żadnej z tych cech.
- Hej, co ty tu robisz? - krzyknęłam, zbiegając z górki do basiora, tym samym tracąc swój jedyny atut. No trudno.
Wilk spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami, po czym poczułam się, jakby po moich plecach przebiegło stado karaluchów, wcześniej wstawionych na pięć godzin do zamrażarki. Wydało mi się, że teraz tajemniczy gość wie o mnie wszystko, i mogę prawie przysiąc, że po paru sekundach usłyszałam ciche "Skanowanie zakończone. Biip".
W tym czasie zdążyłam wyhamować, a ponieważ nie uzyskałam żadnej odpowiedzi na wcześniej postawione pytanie, a także jestem inteligentna inaczej, pacnęłam go lekko łapą.
Basior cofnął się chwiejnie ze skonsternowanym wyrazem pyska. Patrzyłam na niego jeszcze chwilę, ale zanim zdążyłam się napatrzeć wystarczająco, oddał mi, tylko dwa razy mocniej.
- Au - mruknęłam, chociaż to w zasadzie nie bolało, i pacnęłam go jeszcze raz w odwecie. On mnie też.
<Shell? Ten brak pomysłu w połączeniu z wolą życia...>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz