4.03.2018

Od Vergila do Mateo

Czaiłem się na to dziwne, puchate, wystrojone zwierzę już kilka minut. Starałem się ignorować Dusk, lecz demon usilnie próbował doprowadzić mnie do zawału, pojawiając się nagle przede mną czy siadając na grzbiecie. Świstak nagle podniósł się i obejrzał. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Ruszyłem więc do ataku, z moim towarzyszem sunącym obok. Stworzonko wybiegło na polanę i minęło innego przebierańca. Wspólnie zaczęli uciekać w stronę drzewa. Nie miałem lepszej możliwości, niż spróbować dopaść oba. Kilkoma susami dogoniłem je, już miałem chwytać samca za surdut, kiedy...
- Stop! - Wrzasnął jakiś wilczur, zeskakując z drzewa. Zatrzymałem się, w zębach trzymając wyrywające się i piszczące zwierzę. Dusk zaczął tańczyć na ziemi specyficzny taniec zwycięstwa, wiedząc, że część naszej zwierzyny trafi również do jego kościstej mordki. Proszę, przestań się na mnie patrzeć, błagam..
- Szego chszesz? - wybełkotałem z trudem, mierząc wzrokiem burego basiora. Był ode mnie młodszy i niższy, to dało się łatwo zauważyć. Widziałem jednak w jego spojrzeniu specyficzną butność.
- Oddawaj go! - Szczeniak, bo tak zacząłem go roboczo nazywać, spróbował odebrać mi świstaka, lecz samo uniesienie łba wystarczyło, aby mu to uniemożliwić. Zamerdałem lekko ogonem, czekając na jego kolejny ruch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz