Biegłam przez polanę. Dookoła wszystko płonęło. Na drzewach wisiały wilki skępowane sznurami, a na ziemi walały się zwłoki. Z bólem oglądałam znajome mi twarze. Na szczęście większość z moich przyjaciół utrzymała się przy życiu... Nagle poczułam uderzenie w bok. Przetoczyłam się po ziemi przez parę metrów. Kiedy uniosłam głowę w stronę, z której nadszedł atak, ujrzałam jakiegoś wila w masce. Oszołomienie nie pozwoliło mi jednak dojrzeć, kto to... W dodatku miał na sobie maskę i inne takie pierdółki, które pomagały mu pozostać anonimowym. Stał, zdziwiony, z wyciągniętymi w moją stronę sztyletami. Szybko skoczyłam na równe nogi (a może jednak łapy...?). Zdziwienie wymalowane na pysku napastnika ustąpiło chytremu uśmiechowi. Dobrze, że na wypadek stworzyłam wokół siebie barierę ochronną. Wyglądem przypominała bańkę, a składała się z magii.
- Co ty robisz?! - wrzasnęłam oburzona w stronę wilka. - Jestem oznakowana!
Na te słowa obkręciłam się wokół własnej osi, pokazując lśniące esy floresy na futrze. Widocznie wilk się tym nie przejął, ponieważ skoczył w moją stronę, tym razem próbując odciąć mi głowę sztyletem. Wzburzyłam wokół siebie wodę i - przy okazji odrzucając napastnika - wzbiłam się w powietrze. Z góry wataha wyglądała jeszcze gorzej, ale tym razem w oko wpadło mi wielkie ognisko. Przynajmniej z mojej perspektywy wyglądało to jak ognisko... Podleciałam do owego 'ogniska'. Okazało się, że był to stos wilczych zwłok, oblany benzyną i podpalony. Na szczycie znajdowały się Cheeky i Katniss. Okropnie krzyczały. Widać było, że cierpią. Nie znałam ich zbyt dobrze, ale były matkami moich uczniów... Miałam ochotę je uwolnić, wszystko zatrzymać, odwołać, ale... Nie mogłam. Noc Oczyszczenia żądziła się swoimi prawami. Chwila! Jeśli tu są te wadery, to gdzie ich dzieci? Może to i nie moje szczeniaki, ale uczniów traktuję trochę jak własne szczenięta... Chyba jestem zbyt dobra dla dzieci. No ale cóż, taka praca, takie życie. Nieopodal zauważyłam Lię. Postanowiłam do niej podbiec. Może i miała maskę oraz była opleciona jakimiś bandażami, ale zawsze rozpoznam własną Alphę, zwłaszcza, że już od dawna należę do tej watahy.
- Li-arghghh... - krzyknęłam zduszenie, ponieważ ktoś wparował we mnie z boku. Już wcześniej zlikwidowałam barierę, ale nie poczułam, żeby coś mnie zabolało... No, nie licząc kilku nabitych siniaków przy upadku na ziemię. Podskoczyłam, oczekując powtórki z historii. Stał przede mną wilk. O nie, jeśli to kolejny atak, będę walczyć.
<Ktoooosiuuuu? Chcesz zrobić Lily krzywdę, czy po prostu jesteś ciamajdą i na nią wpadłeś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz