28.03.2018

Od Mateo do Silvera

Bobslej znowu gdzieś wybył. O ile jego nieobecność nie sprawiała większej różnicy w dzień powszedni, to z racji zbliżających się świąt sytuacja w jaskini osiągała poziom krytyczny. Kiedy nie ma się kto zająć dzieciarnią prawie dosłownie biegającą po suficie, dom wygląda jak pole bitwy, a w kącie dalej zalegają igły z ostatniej choinki, bardzo ciężko nie przypalić wielkanocnej babki. I makowca. I wszystkiego innego, co nadawało się kiedyś do jedzenia.
Udałem się więc na poszukiwanie owoców na nowe ciasto, z myślą, że gdyby nawet ono nie wyszło, to zawsze można z nich zrobić kisielek. Na grzbiecie miałem koszyczek, niestety, różowy, w jeszcze bardziej różowe kurczaczki, tuż przy, tym razem fioletowo-...różowych, pisankach. Sadyści, przyznać się, który to projektował..? Gdyby ktoś jeszcze tu był, spaliłbym się pewnie ze wstydu. Ale nie ma nikogo. Uff.
Szybko uchwyciłem nikły zapach leśnych jagód. Zeskoczyłem ze ścieżki w, oczywiście kolczaste niczym jeżozwierz, krzewy. Kilka sekund gwałtownego przedzierania się, i kurczaczki skończyły z cierniami w swoich różowych głowach. Ja też, ale przynajmniej nie byłem koloru waty cukrowej.
- Ha! Jeden - zero dla mnie - mruknąłem, po czym stanąłem jak wryty. Przede mną, tuż obok matecznika kuleczek leśnej rozkoszy, stał basior. Silver...? Chyba tak. Obok siebie miał duży kosz na truskawki. Gdzie tu sprawiedliwość?
Otrząsnąłem się, i najszybciej, jak mogłem, zdarłem z grzbietu wielkanocny koszyczek z demonicznymi kurczętami, usiłując jednocześnie wyglądać na jak najbardziej wyluzowanego.
- Widzę, że nie tylko mnie spaliła się babka - powiedziałem, oczyma histerycznie szukając miejsca, gdzie mógłbym schować to dziadostwo.
- Za dużo do upilnowania - westchnął Silver. O, jak ja dobrze to znam. - Na szczęście jest dużo jag...Co to za demoniczne kurczaki!?
Niech to szlag! Już prawie je upchnąłem pod ten głaz!
 - Eeee... To? To jakiś śmieć, na pewno nie mój. Dzieci generują śmieci, jak to się mawia - odparłem z nerwowym śmiechem.
- Dobrze... Ale jak chcesz zbierać owoce bez koszyka? - zapytał basior z powątpiewaniem.
Wtedy przyszło mi coś do głowy. Niedawno odkryłem u siebie pewną moc... Skupiłem się na poharatanym naczyniu zagłady, i zdołałem je siłą umysłu zmienić w zwyczajny kosz. Bogu dzięki.
- Ja? Przecież mam - odpowiedziałem z dumą i przeparadowałem z koszykiem do krzaka, po czym przedstawiłem się.
<Silver?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz