14.03.2018
Od Iwona do nie umarcia
Zacząłem patrzeć na pozostałe szczeniaki. Inga i Magnus gdzieś zginęli. Szukałem, ale widać było, że zatarli ślady. To były pół demony, więc w sumie... mogli iść własną ścieżką. Zapowiadali znowu zimę, chociaż przez kilka dni powietrze było ciepłe, a wiatr łagodny. Siedziałem z zającem pod drzewem, patrząc na góry pochyłe. Często przebywały tutaj parzystokopytne, lecz teraz się gdzieś pochowały. Pogoda była raczej szara, i bez jakiegokolwiek smaku. Wiatr nadal ciepły i łagodny, lecz chłodniejszy niż w poniedziałek. Patrzyłem na Haresa i Iwana bawiącego się na łące nieopodal. Moje życie jest zbyt nudne... spokojne życie mi nie służy... rozciągnąłem się. Wziąłem zająca do pyska i poszedłem w stronę jaskini. Gdy wszedłem, Cheeky nie było. Położyłem cicho zająca na skałce, i wyszedłem na zewnątrz. Może by tak gdzieś iść....? Zmarszczyłem brwi, i po dłuższym namyśle pognałem do biblioteki po długopis i kartkę. Szybko napisałem wiadomość, wróciłem do mieszkania, zostawiłem kartkę obok zająca i, biorąc tylko płaszcz, sztylet, oraz pojemnik na wodę, wyruszyłem poza tereny watahy. Chciałem trochę pozwiedzać świat... w samotności.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz