4.03.2018

Od Żmii w Kształcie Kija do Mącznego wytworu meteorologicznego

Wlokłam się do recepcji co chwilę dłużej zawieszając wzrok na przechodzących obok wilkach. Dziwni są ci australijscy tubylcy. Niby niczym się nie różnią, ale bije od nich taka nieznana mi dotąd aura. Taka.. a u s t r a l i j s k a.
Recepcja była skromna, wyglądała bardzo australijsko. Jestem taka światowa, popłynęłam do Australii. Jestem w Australii. Wow.
Gdy doszłam do pani recepcjonistki prosząc o świstek, dzięki któremu Mateo mógłby wyjść ze szpitala spotkałam się z kolejnym przypadkiem nierozumności innych.
- Pani jest jego.. żoną?- zapytała wadera w średnim wieku siedząca po drugiej stronie blatu. Miałam już tego serdecznie dość.
- Nie! Nie, nie nie i jeszcze raz nie! Niech już pani da mi tą głupią kartkę i stąd wychodzę, bo już mi wystarczy, mam po dziurki w nosie mylenia nas z małżeństwem!
Pospiesznie odebrałam wypis dla Czarnego Dupka i wróciłam do jego sali. Siedział na łóżku śmiejąc się opętańczo, lekarze wpatrywali się w niego z niemym pytaniem.
- Chodź, durniu, nie rób z siebie jeszcze większego idioty, niż jesteś..- powiedziałam i zepchnęłam go na zimne kafelki. Z głupim uśmiechem na twarzy przeparadował aż do drzwi. Przez ten cały czas patrzyłam na niego z politowaniem. Poszłam za nim, posyłając przepraszające spojrzenie lekarzom. Wyszliśmy z budynku.
 <
Mateo, przepraszam, że takie krótkie i bez sensu>