Gdy otworzyłem powieki, poczułem ulgę. To był tylko sen… Na
szczęście. Po ostrym świetle oświetlającym jaskinie mogłem wnioskować, że było teraz,
co najmniej przedpołudnie. Westchnąłem i
wstałem. Czułem suchość w pysku, co oznaczało, że najwyższa pora pójść do
wodopoju. Wstałem i wyszedłem z jaskini, uprzednio kładąc rozczochrane kosmyki
mojej sierści. Przeszłem z stępu do powolnego truchtu i zacząłem powoli
przemieszczać się po terenach watahy. Wczesnowiosenne ptaki śpiewały swoje
kojące nerwy utwory. Dzisiejszy dzień zapowiadał się pięknie, i w ogóle nie
dawał do myślenia co stanie się dzisiejszej nocy. Nawet ja wtedy nie wiedziałam
jak duża będzie wtedy rzeź… Idąc zauważyłem sylwetkę obcego mi wilka.
<Chętny? To nie pisała Efcia :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz