29.03.2018

Od Tori o Wielkanocy


Patrzyłam na krzątających się rodziców i rodzeństwo. Nie wiedziałam czemu tak bardzo ą zdenerwowani, aczkolwiek na Boże Narodzenie bardziej byli zestresowani. Siedziałam sobie w moim kącie, już z naszykowanym koszykiem. U nas była inna religia, więc postanowiliśmy się wybrać do ludzi. Wikliniany koszyk z białą serwetką był już gotowy. Ja ogólnie byłam gotowa, tylko wszyscy wokół mieli jakieś nie spokojne wyrazy twarzy.
- Mogę wyjść na dwór? - spytałam
- Mhm, jasne. Wychodź - powiedziała mama robiąc ciasto. Tata przed chwilą wyszedł do pracy, więc nie potrzebowałam zbytnio jego pozwolenia. Wydreptałam na pole, i rozprostowałam skrzydła. Jakikolwiek wzlot w powietrze powodował upadek. Seven już umiał latać... otrzepałam się jak po wyjściu z wody. Zaczęłam iść powolnym krokiem, gdy wpadłam na...
- hej Tori - odezwał się znajomy głos
- Idziesz do Kai? - spytałam czarno-niebieskiego szczeniaka który stał przede mną.
- Tak właściwie to chciałem się jej spytać, czy nie pomogłaby mi złapać zająca... potrzebny mi jest...
- Taki kremowy?
- Dokładnie
- Już go złapała, idź do mojego domu, znajdziesz ją tam... tylko się pośpiesz, bo wbrew zakazowi może go zjeść - Raven kiwnął głową i pobiegł w stronę, z której właśnie szłam - Raven? - zawołałam za nim. Szczeniak się zatrzymał
- Chcesz z nami spędzić święta?
- Zobaczymy... nie chcę robić kłopotu - to powiedziawszy pobiegł dalej. Na pewno nie będzie sprawiał kłopotu... rodzice na pewno się zgodzą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz