29.03.2018

Od Mateo do Vergila

Pięknie. Rodzeństwo porozbiegało się na wszystkie strony świata i zniknęło w krzakach. Jeśli coś im się stanie, wszystko pójdzie na mnie, a do pomocy mam tylko prawie obcego basiora, który zresztą się do niej zbytnio nie kwapi. Dobrze, że w mojej głowie zaczynał już kiełkować plan.
- Możesz poczuć atmosferę rodzinnego szczęścia, robiąc ciastka. Kilka może nawet zjesz - rzuciłem, wchodząc do jaskini.
- Dlaczego nie miałbym sobie po prostu pójść? - usłyszałem jego głos, dobiegający sprzed wejścia.
- Bo, po pierwsze: nie wiem, do innego miałbyś mieć do roboty, a po drugie: ciastka są dobre. Och, zapomniałem wspomnieć, że to są tereny Watahy Mrocznych Skrzydeł. Więc jeśli nie chcesz zostać stąd wykopany przez Alfę... - przystanąłem i obejrzałem się na niego. Co prawda Lii nie chciałoby się pewnie robić nagonki na przypadkowego wędrowca, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Vergil westchnął i wszedł za mną do środka.                                                                                 
- A można wiedzieć, skąd taki nagły zapał do pieczenia? - zapytał z przekąsem.
- Bo jeżeli szczeniaki nie nażarły się jeszcze czekoladowych zajców, to gdy tylko wyczują słodycze, zaraz przybiegną. A żadnych na stanie nie mamy - odparłem, wchodząc do kuchni i otwierając szafkę z potrzebnymi produktami. Na szczęście, niczego nie brakowało. Zabraliśmy się do pieczenia. Co prawda Vergil czasem marudził na bezsens naszych działań, ale ostatecznie chyba mu się podobało odciskanie kurczaków z masy. A może tylko wyżywał się na cieście...? Dzięki Bobslejowi ciastka wyszły całkiem dobrze, a z jego roboty nowoczesnym piekarnikiem upiekły się błyskawicznie. Prosto z piekarnika wynieśliśmy je na zewnątrz, żeby rozchodzący się zapach był jak najlepiej wyczuwalny. Nie podjadać się nie dało, i ostatecznie basior zamiast kilku zjadł prawie połowę, ale przynajmniej działały. Po pięciu minutach znikąd pojawił się Tobias, potem Kalli, i trzeba ich było powstrzymywać przed zjedzeniem całej reszty słodkości. Po wyczerpujących pertraktacjach udało się ustalić, że Temisto, Ren i Nicol powędrowali na poszukiwanie jajek, a oni też chcieli, ale zostali z tyłu i wyczuli ciastka.
- Możeeemy iiiiść? - zapytały szczeniaki, robiąc słodkie oczka. Kazałem im obiecać, że w drodze nie będą się oddalać, a potem, ku zniecierpliwieni Vergila, ruszyliśmy na polowanie na pisanki.
- Nie chciałbyś może dołączyć do watahy? - zapytałem go po drodze.
<Vergil?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz