4.03.2018

Od Koziołka CD Wąża Rzecznego

A tfe, plastikowe rurki nie są zbyt dobre.
Kij po niedługim czasie wrócił z jakimś świstkiem, wcisnął go lekarzom i mogliśmy sobie pójść. Gdy wreszcie znaleźliśmy się na dworze, ochłonąłem. Kurczęta niebieskie, po co ja gryzłem tę rurkę...!?
- Całkiem ładnie - Kiiyuko przerwała moje użalanie się nad sobą. Faktycznie, przed nami rozciągał się piękny australijski krajobraz ze skałą Uluru w roli głównej.
- O, Ulurururu...- ziewnąłem. - Zaraz, co? Przecież ten głaz leży w środku Australii! Gdzie my...
- Teleportacja - wadera wzruszyła ramionami. - Australijskie Pogotowie Ratunkowe zna takie przypadki.
- Ale... Ale w Australii Środkowej nie ma nic oprócz stepu i pustyni! - jęknąłem. W zasięgu wzroku  nie było nic oprócz trawy i trawy i jeszcze innej trawy. No, jeszcze ta góra. Widoki nagle straciły na wartości.
- To... co robimy? - zapytała Żmija. Dobre pytanie. W odpowiedzi ruszyłem przed siebie.
Na początku szło się łatwo, ale po jakimś czasie trawa zaczęła kłuć w łapy, a słońce - przypiekać nas jak Bobslej skwarki na patelni. W dodatku perspektywy były nie za ciekawe (trawa), a Kij zaczął złorzeczyć.
W pewnym momencie sytuacja się jednak zmieniła. W powietrzu pojawił się nowy zapach - nie, nie był nowy... Tak, skądś go znałem...
- Chodź szybciej! - popędziłem Kija i ruszyłem biegiem w stronę, z której dolatywał 'aromat'.
Żmija zamarudziła pod nosem, ale się nią nie przejmowałem. Biegłem.
W oddali pojawiły się nowe kształty. Przypominały krzaki. Przyśpieszyłem.
Kiedy już byłem tuż-tuż, a towarzyszka tak się zdyszała, że nie mogła na mnie krzyczeć, z krzaków wyszła jakaś wadera. Na nasz widok podskoczyła ze strachu - ja też bym to pewnie zrobił, gdybym nie musiał awaryjnie hamować. Jak zwykle nie wyszło i oboje wylądowaliśmy na kłującej trawie.
Kij w tym czasie dotruchtał i teraz patrzył na mnie pretensjonalnie, ciężko dysząc. Wstałem z trawy.
- Pachniesz znajomo - wypaliłem do nieznajomej, dopiero po kilku chwilach zdając sobie sprawę z tego, jak bezsensownie to zabrzmiało.
- Cześć..? - odpowiedziała, taksując nas podejrzliwym spojrzeniem. - Skąd się tu... Ej, ty też!
- Banda wariatów - podsumowała niezwykle taktownie Kiiyuko.
- Znam cie skądś? - zapytała wadera, marszcząc brwi.
- Chciałem zapytać o to samo - odparłem.
- Kim w ogóle jesteś? - spytała.
- Mateo. Przyjechałem z jakiegoś magicznego lasu w Europie. A ty?
- Nie wyglądasz na Europejczyka...
- Urodziłem się w Australii. Wychowywały mnie kolczatki. Jak masz na imię?
- To wiele wyjaśnia. Kolczatki? Chwila... kiedy się urodziłeś? - wyglądała, jakby coś jej świtało.
- Dwa lata temu w marcu. Ale...
- Skąd się wziąłeś u kolczatek?
- Znalazły mnie na dnie jakiegoś dołu... Co to za sesja pytań? I mogę wreszcie dowiedzieć się, z kim rozmawiam? - zdenerwowałem się. Wadera wybałuszyła oczy.
- Miriam. Rozmawiasz ze... - wymamrotała
- Skończyliście już? - wkurzyła się Kii.
- Czekaj, ona chce powiedzieć coś ważnego! - skarciłem ją, po czym odwróciłem się z powrotem w stronę Miriam. - Więc? Rozmawiam ze...?
- Ze swoją siostrą - dokończyła.
< Kiju?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz